Patrycja Pietruszka - W łóżku z Diorem
Zaprowadzę Cię do miejsca, gdzie szczęście łączy się z bólem. I z pewnością nie chodzi tutaj o salę porodową. Tam na chwilę staniesz się panną młodą, pracownikiem McDonald's lub Marilyn Monroe. Wystarczy odrobina chęci, sokoli wzrok i trochę siły w rękach. Buszowanie - czas, start!
- Przyzwyczaiłam się, że w poniedziałki jest dostawa na Dworcowej. Czasem zastanawiam się tylko czy zdążę na Dubois, żeby któraś z kobiet nie sprzątnęła mi sprzed nosa ciekawej kurtki. Zbliża się zima, a w mojej szafie brakuje porządnego futerka - wyznaje Agata Sulikiewicz i pokazuje mi kolekcję swoich okryć wierzchnich. Nie brakuje płaszczy w kolorze od jaskrawej żółci po indygo i fuksję. Wszystkie pochodzą z drugiej ręki. Rzeczywiście, brak jest futerka. O jeżeli w ogóle zmieści się jeszcze w tej czterodrzwiowej szafie Agata jest mieszkanką Wrocławia i świeżą absolwentką liceum. Jej rodzice pracują w dużych firmach i zarabiają sporo.
- To nie jest tak, że brakuje mi pieniędzy i muszę kupować używane rzeczy - z dumą stwierdza Agata. Największą frajdę sprawia jej możliwość zaopatrywania się w rzeczy oryginalne. Ceni sobie ciekawy styl. Nie zadawala jej kupno bluzki w sklepie sieciowym. Jest w siódmym niebie, gdy znajdzie swoje "cudo" z drugiej ręki, misternie upchnięte pomiędzy maskotki, stare pidżamy i pościel. To kobieta z klasą. Wie, co jest modne. Z uwagą krytyka ocenia moją torebkę. Od dziś już wiem, że nie powinnam takiej nosić. Jej czasy świetności minęły w zeszłej dekadzie
Zamarzła, czekając przed lumpeksem
W poniedziałki wstaje z łóżka dwie godziny wcześniej. Biegnie do lumpeksu przy ulicy Dworcowej i ustawia się jako pierwsza przed drzwiami. Dzień dostawy odzieży używanej koniecznie musi zaliczyć. Jej przygoda zaczęła się w klasie maturalnej i trwa do dzisiaj.
- Kiedyś uznawałam to za żenujące, bo przecież któryś ze znajomych mógł mnie tam zobaczyć. Ubierałam w związku z tym duże kapelusze i ciemne okulary, efekt był niezły - wspomina Agata. Dopiero jakiś czas temu udało jej się przezwyciężyć wstyd. Godzinę przed otwarciem czeka przed secondhandem i z uśmiechem na twarzy wyczekuje godziny ósmej.
- Najgorzej jest zimą, kiedy doskwiera mróz, a ja w bezruchu stoję i czekam
Nie chciałabym mieć jednak napisane na nagrobku: "Zamarzła, czekając przed lumpeksem", dlatego wyposażyłam się już w ciepłe getry i kubek termiczny. Dla chcącego, nic trudnego - śmieje się Agata.
Dzięki temu, że w trzeciej klasie liceum spędzała godzinę przed zamkniętym lumpeksem, zdała z języka polskiego. - To brzmi, jak niezły paradoks, ale przed otwarciem czytałam lektury i udało mi się zaliczyć wszystkie sprawdziany z ich treści. Było to tym lepsze, że nie musiałam słuchać starszych pań polemizujących ze sobą, dlaczego akurat pomarańczowy kolor poszerza, a tabletki antykoncepcyjne nie dają pożądanych rezultatów - śmieje się Agata i przez szybę lumpeksu przy ulicy Dworcowej obserwuje, gdzie najlepiej się udać, aby nie przegapić żadnej "perełki".
Wybieraj: albo szpilki, albo stopa
To nie jest tak, że wejdzie się do pierwszego lepszego lumpeksu i znajdzie torebkę Escady czy szpilki od Loubutonne. Żeby znaleźć się w posiadaniu czegoś ciekawego bez dodatkowych ekscesów trzeba chyba urodzić się pod szczęśliwą gwiazdą. Agata któregoś razu została uderzona koszykiem, kilka dni później nie mogła ruszyć stopą - Kobieta biegła, jak szalona po gladiatorki, które zauważyła na wystawie. Nadepnęła mnie obcasem tak, że usłyszałam chrupnięcie własnych kości. Przez kilka dni nie mogłam dojść do siebie - wspomina. Wiele razy zdarzało się, że dziewczyna musiała dosłownie "walczyć" o swoje. W lumpeksach kobiety wydzierają sobie ubrania z rąk. Agacie nie raz ukradziono coś, co miała w koszyku. Do dziś nie może przeżyć nowej sukienki, którą mogła nacieszyć się dosłownie przez pięć minut. Przypomina sobie sytuację ze starszą panią, która wbiega do "lumpu", pakuje milion rzeczy do torby, nie patrząc, co to takiego i komentuje, że "to dla wnuczki". Agata zaczęła robić identycznie. Najpierw zbiera z wieszaków różne rzeczy, następnie je przegląda. - W dniu dostawy często jest drogo. Gdy wiem, że nie chcę wydać na sweterek więcej niż dwadzieścia złotych, a ten akurat kosztuje trzydzieści, chowam go w sprytnych miejscach i przychodzę w dniu, kiedy cena wszystkich ubrań zostaje obniżona - podkreśla Agata i śmieje się, że właśnie teraz wychodzi fakt, jak słuchała nauczyciela etyki w liceum.
Chciałam zostać kominiarzem
Zaprasza mnie na przechadzkę po jej ulubionych miejscach. Zaczynamy od lumpeksu przy ulicy Dubois. Wchodzimy i zastanawiam się czy rzeczywiście dobrze trafiłyśmy. Ubrania na wieszakach, wycenione, ładnie dobrane kolory ścian i uprzejma pani, która zdaje się, że Agatę zna już na pamięć. Porozumiewawczo wymieniają się uśmiechami i Agata zmierza ku wieszakom. Przegląda, wyciąga sukienkę całą w cekinach. - Idealna na imprezę, dorobię koronkę, skrócę dół i tym sposobem zostanę królową nocą - dodaje zadowolona dziewczyna. O noszonych przez siebie rzeczach z lumpeksów opowiada w samych superlatywach. Dobiera do nich stylowe dodatki, na które wreszcie może sobie pozwolić. Kiedyś, gdy ubierała się w galeriach handlowych mogła jedynie pomarzyć o naszyjnikach za więcej niż pięćdziesiąt złotych. Dużo ubrań przerabia. Myśli o bufkach i falbankach. Zrobienie z "małej czarnej" sukni balowej, nie stanowi dla Agaty większego problemu. Wreszcie podchodzimy do kasy. Za cekinową sukienkę, dwie torebki i bluzę Adidasa płaci niewiele ponad dwadzieścia złotych.
W pełni zadowolona, kieruje nas do secondhandu przy ulicy Grabiszyńskiej. Zastanawiam się czy grzecznie jej nie przeprosić i wyjść na zewnątrz. Tutaj to dopiero mamy zoo. Wybucham śmiechem, gdy znajduję czarny strój kominiarza Przezornie łapię się za guzik i chcę przymierzyć ten substytut wszelkiej pomyślności. Niestety za wąski w pasie I pomyśleć, że jestem kobietą, a ów strój nosił mężczyzna Nie dowierzam, gdy Agata przymierza czapkę pracownika restauracji KFC. Tym razem wychodzimy z pustymi rękoma, ale na pewno tutaj wrócimy, gdy będziemy potrzebowały strojów na bal przebierańców.
Docieramy w okolice nieczynnego Dworca Świebodzkiego i wchodzimy do "Stylowni". Pierwsze, co rzuca się w oczy - kobieta w bieliźnie, która krzyczy: "Złodziejki, oddajcie mi moją bluzkę". Najprawdopodobniej ktoś z przymierzalni obok połakomił się na prywatną garderobę tej pani.
Naszą podróż kończymy na lumpeksie sieci "Jomo" przy ulicy Braniborskiej. Trafiłyśmy na obniżkę 20%. Przymierzalnie z numerkami, czyściutko, wszystkie ubrania posortowane. Gdyby umieścić ten ciucholand w galerii handlowej, przyjąłby się całkiem dobrze. - Mogę się pochwalić, że śpię w łóżku z Diorem. To tutaj kupiłam piękną pościel z limitowanej kolekcji. Aż sama nie mogłam się nadziwić - komentuje Agata i ze swoją stuprocentową kobiecością liczy, ile wydała na dzisiejszych zakupach. Sto dwadzieścia złotych i szafa znów się nie domknie.
- Na szczęście dokupiłam już dwa regały, na wypadek gdyby - mówi moja towarzyszka, a ja wtrącam na poczekaniu: gdyby do kolekcji miało dojść futerko, płaszczyk, cztery nowe sukienki i śpiochy dla dziecka, którym Agata również nie mogła się oprzeć
Dzięki temu, że robi zakupy w lumpeksie, nosi skandynawskie ubrania, jest punktualna, jak szwajcarski zegarek, na wypadek, gdyby secondhand mieli otworzyć dziesięć minut wcześniej, a gdy idzie ulicą słyszy: "ta na bank jest z Ameryki". Jest kobietą światową.