(Nie)Pokój duszy - Alina Wasilewska

Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na Ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się. Wreszcie Pan rzekł: "Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi: ludzi, bydło, zwierzęta pełzające i ptaki podniebne, bo żałuję, że ich stworzyłem"

[Tylko] Noego Pan darzył życzliwością.

Księga Rodzaju, 6, 5 – 7

~ * ~

I WSTĘP

Powiedział mi to młody mężczyzna. Potwierdziłam mu temat mojego reportażu. Rzekł:

- Pierwszy raz, kiedy się z nimi spotkałem, to jak byliśmy mali. Rzucaliśmy w nich orzechami.

Mowa była o Świadkach Jehowy. Młodej sekty chrześcijańskiej. Jej początki sięgają XIX wieku.

Ich religia bazuje głównie na Biblii. Niektórzy mówią, że tak naprawdę mają początek u Abrahama. Twierdzą, iż ich zasady i wierzenia są oparte całkowicie na dokładnej interpretacji Pisma Św. Od powstania głoszą, że za niedługo nadejdzie koniec, Armagedon. Zabije wszystkich nieochrzczonych i wykluczonych. Niedawno jeszcze głosili, że Jehowa nie będzie patrzeć na serce człowieka. Tylko na to, czy jest ochrzczony w słusznej religii i czy postępował dobrze. Wtedy nadejdzie czas pokoju. Jedynie sto czterdzieści tysięcy osób będzie świętować w niebie. Reszta sprawiedliwych pozostanie na ziemi. Bez chorób. Zarazy. Nieszczęścia. Śmierci.

Nie uznają piekła. Źli ludzie po prostu mają umrzeć. Na ich oficjalnej stronie jest mowa, że żyjemy w ,,dniach ostatnich”.

Wyznają szacunek bez względu na płeć, wyznanie, rasę. Równocześnie starają się nie trzymać bliżej z osobami, które nie są świadkami.

Każdy z nas chociaż raz miał z nimi styczność. Niektórzy opowiadają sobie o tej grupie dowcipy, inni nimi gardzą, bo uważają, że są natrętni. Spytałam się grupy osób w różnym wieku co o nich wiedzą, w jakich sytuacjach mieli z nimi do czynienia. Odpowiadali najczęściej, że w dzieciństwie rodzice nie kazali ich wpuszczać do środka. Ponoć to sekta i nie obchodzą urodzin. Zdarzało się, iż utrzymywali jeszcze, że członkowie nie piją alkoholu (co jest nieprawdą).

Nigdy nie dane mi było poznać ŚJ. Zawsze kryli się w historiach moich rodziców, księży, rodziny. Pewnie dlatego tym bardziej chciałam się dowiedzieć prawdy. Dlaczego nazywa się ich sektą? Kim są? Niedawno natknęłam się na pewien kanał na serwisie YouTube. Prowadziła je Ewa ze swoim mężem. Kiedyś – gorliwa członkini Świadków Jehowy. Dziś z równą siłą mówi o swoich doświadczeniach wraz z mężczyzną swojego życia. Zgodziła się ze mną na rozmowę online. Jej mąż, Kuba nie mógł wziąć w niej udziału.

II DZIECIŃSTWO W SEKCIE

Jak się nie będzie świadkiem, to zginę w Armagedonie.

Panowało u mnie lekkie poruszenie. Poprawianie fryzury. Śpieszne kroki. Wszystko po to, by zdążyć na równą godzinę. Stres zawładnął mym ciałem. Zapomniałam podstawowej rzeczy, słuchawek. W końcu napisałam do Ewy:

- Jest Pani gotowa?

- Minutka. Kończę obiad.

Miałyśmy parę problemów technicznych. Wreszcie połączyłyśmy się przez telefon. Odezwała się młoda kobieta. Jej głos miał w sobie wiele życzliwości. Podziękowałam za obecność. Powiedziała, że mogę jej mówić per ,,ty”(„Ja nie jestem żadna pani” - zaśmiała się). Po krótkim wstępie zaczęłyśmy rozmowę.

Świadkowie przyjmują chrzest przynajmniej w wieku nastoletnim. Ma to wskazywać na to, że są świadomi w co wierzą. Również, iż przyjęto go dobrowolnie. W rzeczywistości od dzieciństwa wiedzą: „Jak się nie będzie świadkiem, to zginę w Armagedonie”.

- To nie jest tak, że rodzice czy autorytety chcą wychowywać w strachu. Raczej to jest nieświadome. Oni sami też żyją w tym strachu. Po prostu wierzą, że w ten sposób się o nas troszczą i podejmiemy dobre decyzje.

Nieco zdezorientowana zapisywałam słowa. Przewróciłam kartkę notesu. Zapytałam wtedy o sytuację w szkole i otoczenie ,,nie - świadkowskie”.

- Ja miałam tyle szczęścia, że oprócz mnie były jeszcze 2 inne osoby które nie chodziły na religię. Tylko z innych powodów. Cała klasa była przyzwyczajona do tego, że my jesteśmy troszkę inni, ale jednocześnie, że ich było więcej, to im nie przeszkadzało za bardzo. Największy taki stres pamiętam, jak w drugiej klasie była I Komunia św. Po tej Komunii, nasza prowadząca w edukacji wczesnoszkolnej, wszystkim – co do jednego – kazała wymienić jaki prezent dostał. Wszyscy zaczęli wymieniać, a ja nie wiedziałam, co ja tam robię. Było mi tak wstyd, że nic nie dostałam i w jakim świetle stawiam rodzinę… no, ale ja nie obchodziłam Komunii. Do tej pory sobie myślę, że strasznie głupio, że mi coś takiego zrobiła. To powinno się odbyć nawet na lekcji religii, nie na ogólnej.

Poprosiłam ją, by opowiedziała mi o urodzinach klasowych. Faktycznie, Świadkowie nie obchodzą tego święta. Również w jakiejkolwiek działalności z nim związanej. W ogóle się nie śpiewało ani nie można było wziąć cukierka. Zawsze to była ogromna presja, bo wiadomo – cała klasa coś tam rozdaje i mówi: ,,No, weź tego cukierka! Weź tego cukierka!”. Tutaj zdarzały się przypadki – przyznam szczerze – że człowiek ulegał, bo ktoś mówił: ,,Dobra wiem, że to nie na urodziny, ale weź tego cukierka.” No i cała klasa się na ciebie patrzy. Czujesz te wyrzuty sumienia, ale jednocześnie jest ta presja ogromna… Potem, jak się wzięło tego cukierka, to strasznie się czuło, że się zawiodło Jehowę. Że zginie się w Armagedonie. W ogóle straszna draka będzie. Więc to – przede wszystkim – była presja. Za urodzinami, tak żebym ja chciała świętować to nie tęskniłam. Bardziej za świętami myślę. Jakoś tak myślałam, że to bardzo fajne jest.

Mój mąż miał o wiele gorsze przeżycia. Raz, że był sam. Dwa, że chodził do szkoły na wsi.

Westchnęłam, przekazując, że rozumiem to.

- Tak, więc to były całkiem inne relacje. Tam było wyzywanie od ,,dziecka diabła”, bo nie był ochrzczony. Jego brata nawet szesnaście lat później też tak wyzywano. Mój mąż miał też takie coś, że jako Świadek był bardzo gorliwy, miał takie fazy. Na przykład kiedyś był hymn - chyba w gimnazjum - śpiewany . Ogólnie Świadkowie nie śpiewają tego hymnu. To wstawanie [podczas niego] jest troszkę kwestią dyskusyjną. Większość mi znanych Świadków wstaje, tylko po prostu - nie śpiewa. No, ale powiedział, że [miał] jakąś taką bardzo fazę gorliwą, że wyczytał, że skoro wcześniej siedział - a miał czytać - to nie weźmie udziału w tym hymnie. No i stwierdził, że nie wstanie. Dyrektorka przy całej szkole odezwała się, że ,,Co to w ogóle ma być?”, a on na to, że nie wstanie, bo on jest Świadkiem Jehowy. No i siłą rzeczy dostawało się łatkę takiego wariata trochę. U mnie, było no mówię – troszkę lżej, bo mieszkałam w mieście. Te dzieci nie chodziły na religię, potem w gimnazjum – tak się złożyło – z naszego zboru, czyli Świadków Jehowy było bardzo dużo w trzech rocznikach gimnazjalnych. Była np. dziesiątka łącznie (prawie), więc robiliśmy taką małą społeczność. Oni po prostu wiedzieli, że jest Adwent czy coś tam, a my po prostu szliśmy na świetlicę. Tak, żeby nikomu to nie przeszkadzało za bardzo.

Za oknem zachodziło słońce. Zapisywałam niektóre cytaty w notesie. Bałam się, czy coś nie przeoczę. Upewniłam się, że komórka nagrywa wszystko dalej. Przy okazji historii o Kubie, zapytałam się o to, czemu Świadkowie nie obchodzą patriotycznych świąt, czy nie śpiewają hymnu.

Miałam problemy techniczne. Słyszałam co drugie słowo Ewy. Jednak zrozumiałam jej wypowiedź. Świadkowie Jehowy utożsamiają się jedynie z Królestwem Bożym. Nie przywiązują wagi do tego, co jest założone na ziemi. Dlatego np. nie biorą udziału w wyborach.

- Nawet kończąc na tym, że niektórzy fanatyczni – mówię fanatyczni, bo takich zaleceń nie ma – nie obejrzą meczu np. polskiej reprezentacji. Większość znanych mi Świadków ogląda. Tylko nie jest w dobrym tonie otwarte kibicowanie, czyli zazwyczaj się mówi ,,No, nieważne kto wygra”, ale wszyscy tak w sercach: ,,Boże, żeby Polska wygrała”. Jednak jest coś takiego, że nikt nie powie tego tak za bardzo publicznie, bo to by już było postrzegane, że się nie przestrzega tej neutralności.

Patrząc na historię, państwa zostały utworzone m.in. po to, by wypełnić potrzebę przynależności. Człowiek potrzebuje identyfikować się z narodem. Dlatego byłam ciekawa, czy Świadek pozbawiony tego, ma problemy z zaakceptowaniem braku owej przynależności.

- Wtedy jak byłam świadkiem na poziomie takim świadomym, to nie [było dla mnie trudne]. Natomiast to jest tak, że jak z kimś rozmawiam i mówię jak było ,,w świadkach”, to właśnie często są takie pytania : ,,Ale jak to?”, więc to nie jest normalne, ale w mojej głowie potrafiłam to jakoś poukładać. No, ale to wychodzi po latach, że są różne żale, takie traumy, poczucie odrzucenia, że się nie ma tej swojej tożsamości. Tylko jak się jest z tym, to się to wszystko upycha gdzieś tam po kątach umysłu, no i nie myśli się o tym.

Musiałam się przygotować do trudniejszego pytania. Wzięłam oddech. Wykluczenie. Praktyka ta dokładniej będzie omówiona później. Na razie warto wiedzieć, że to osoby, które właśnie są oddalone z Organizacji. Świadkowie nie mogą utrzymywać z nimi żadnych kontaktów. Nie można wysyłać wiadomości do wykluczonego. Jeśli taka osoba pojawi się w tym samym pokoju, co Świadek, członek Organizacji ma obowiązek wyjść. W ten sposób kończy się wiele relacji. Matki z dzieckiem. Siostry z bratem.

Jeszcze jako dziecko Ewa miała wykluczoną ciocię. Tak ją wtedy spostrzegała:

- Wiedzieliśmy, że nie możemy mieć kontaktu z taką osobą wykluczoną. Nieważne czy to była ciocia, wujek, czy ktoś inny ze zboru. Pamiętam taką sytuację, że była jedna taka osoba wykluczona i żeby wrócić do zboru musiała chodzić kilka miesięcy na zebrania, a wszyscy ją ignorowali. Ona właśnie kiedyś wyciągnęła do mnie rękę. Tak do [całej grupy] dzieci, żeby się przywitać , bo Świadkowie zawsze się tak witają przez podanie ręki. Ja w ogóle zapomniałam, że ona jest wykluczona i podałam tę rękę. Obok mnie był taki mój kolega ze zboru i on tak ostentacyjnie się odsunął aż, żeby jej nie podać tej ręki. Potem miałam takie wyrzuty sumienia, ze Jehowa jest teraz zły na mnie. Smutny. Bo ja w ogóle z rozpędu po prostu podałam kolejnej osobie rękę, no nie? Potem jak byliśmy starsi, no to wiadomo, nie było kontaktu żadnego. Ale się myślało, że w ten sposób jej pokazujemy miłość. Strasznie porąbane –– roześmiała się na chwilę - ale no tak się myślało, że jak ona nie będzie z nami, zrozumie, że tęskni za zborem, to wróci do Jehowy, więc musimy ją ignorować. Takie: o. Ciężka, twarda miłość.

III CODZIENNE ŻYCIE ŚWIADKÓW

Bycie Świadkiem Jehowy to drogie hobby.

Zacznijmy od początku: jakie osoby świadomie dołączają się do Świadków Jehowy? Czy mają jakąś wspólną cechę? Okazało się, że tak. W dodatku często na te przypadki członkowie są uczeni, jak zachęcić do Organizacji.

Ewa musiała się przenieść do innego pokoju. Przez chwilę słabo ją było słychać. Spytała się, czy dobrze zrozumiała pytanie. Odpowiedziałam, że tak.

- Tak, dobra - powiedziała, gdy słychać było, że już zmieniła miejsce. – Były jakieś badania prowadzone na ten temat. Ogólnie często są to osoby, które są w jakimś kryzysie. Na przykład my uczyliśmy się głosić pod żałobę. Czyli ktoś jest w żałobie, bo mu umarł ktoś bliski to my… już wiesz. Od razu tutaj mieliśmy listy specjalne dla tych osób. Była specjalna broszura witalna jak umrze ktoś bliski i ktoś jest często załamany, a tutaj lecimy z nadzieją, że: ,,Zobaczysz tę osobę, bo Jehowa powybiera i wszyscy zmartwychwstaną! Tylko wystarczy się słuchać jego zaleceń!” Dam ci jeden z takich przykładów. Często jak ktoś ma jakiś kryzys finansowy albo nie wiem… rodzina go odrzuca przez jakieś nałogi. I tu Świadkowie mówią, że: „My każdego człowieka szanujemy”, „Pomożemy”. I oni faktycznie bardzo często zainteresowanym bardzo pomagają. Przyjadą porąbać drewno. Zrzucą się ze zborem na jakieś potrzeby. Wszystko to jest piękne i ktoś się czuje taki zaopiekowany, bo bombardowany będzie miłością. Potem już po kolei przechodzi te kolejne etapy, bo najpierw się zaprzyjaźnia z tymi Świadkami, a potem jak ma to przyjąć to… no po co ma ich zostawiać?

Trzecia grupa to są dzieciaki. Takie powiedzmy: osiemnaście-dziewiętnaście lat, które mają taki kryzys tożsamości, że trochę już chcą odciąć się od rodzicielskich autorytetów i zaczynają szukać własnej drogi. Tak jak ty jesteś z rodziny katolickiej i np. no, masz taką potrzebę, żeby być inna. Tak w środku, głęboko. No i spotykasz Świadków. To jest taki trochę wyraz buntu. Takiego poszukiwania własnej drogi. Ogólnie właśnie sekty trafiają do młodych ludzi, no nie? To nieważne: czy Świadkowie czy jakaś inna grupa - to po prostu dzieci, nastolatkowie są kuszeni tym, bo mogą się wtedy odciąć od tego, co znają od rodziców.

Żeby zostać takim Świadkiem, to trzeba przestudiować cały podręcznik na podstawie Biblii i poznać te zasady. Ogólnie – no wiadomo – nie mordować, nie kraść. Takie podstawy. Ale takie inne rzeczy, które trzeba sobie uregulować to jest np. że nie wolno palić. Więc ktoś, żeby zostać Świadkiem, musi rzucić palenie. Musi rzucić też inne nałogi. Jeśli jest w niezalegalizowanym związku, to musi ten związek zerwać albo go zalegalizować, bo tylko zalegalizowany jest możliwy. Jak do tych rzeczy się już dostosowujesz, jeszcze musisz głosić. To jest jeszcze taki stan, że jesteś najpierw nieochrzczonym głosicielem i nie jesteś oficjalnym Świadkiem, ale chodzisz – że tak powiem kolokwialnie – po domach, i rozmawiasz z ludźmi (teraz nie chodzą ze względu na pandemię, ale ogólnie tak zawsze się chodziło). Trzeba przez kilka miesięcy pokazać, że już robisz postępy w tym nauczaniu. Potem jeśli masz takie życzenie dalej się rozwijać – tę presję bardziej odczuwasz – zgłaszasz się do Starszych, że chcesz wziąć chrzest . Masz taki zestaw pytań biblijnych i zasad ,,świadkowskich”. Jak na nie odpowiesz, to możesz wziąć chrzest i wtedy identyfikujesz się jako Świadek Jehowy. No i dalej: musisz chodzić na zebrania. Musisz głosić. Nie możesz robić błędów, o których mówiłam, bo za to ci grozi wykluczenie.

Głoszenie jest formą, z którą zapewne najczęściej ludzie „z zewnątrz” mają do czynienia. Oficjalna strona ŚJ wyjaśnia sens tej aktywności. Świadkowie mają kontynuować praktykę apostołów. Dlatego uważa się, że ta forma aktywności jest jednym z dowodów na słuszność tej religii. Każdy Świadek ma obowiązek „chodzenia po domach”. Jak głoszenie wygląda z ich perspektywy?

- Raz, to jest samo głoszenie publiczne, czyli to jak się chodziło po domach. To jest głoszenie, kiedy jakby celowo głosimy. Ale jednocześnie jest tak, że musimy mieć cały czas w głowie, że może będzie okazja pogłosić. No i np. ćwiczyliśmy takie scenki, że… nie wiem… siedzisz sobie u lekarza w poczekalni i jakaś tam pani mówi: ,,O jak ciężko! O jak źle! Co znowu się stało z tym światem, polityką?”. Taki Świadek przykładny powinien wtedy zagadać, że ,,No to naprawdę jest źle, ale ja mam nadzieję na przyszłość”. I wtedy ona: ,,Jak to?”. Wtedy zaczynamy lecieć ze Świadkami albo najlepiej mieć czasopismo przy sobie. Czyli jedno to jest takie głoszenie – jak się mówi – publiczne, a drugie to jest tzw. nieoficjalne, żeby cały czas poszukiwać, czy ktoś powie coś, co mogłoby go zachęcić do kontaktu ze Świadkami.

Kiedy byłam dzieckiem słuchałam pewnego ogłoszenia w kościele. Ksiądz proboszcz prosił, by zachowywać się kulturalnie wobec Świadków, którzy przychodzą do domów. Nie krzyczeć. Tylko odmawiać brania czasopism. Czy było wiele takich osób? Jaka była najpowszechniejsza reakcja na głoszenie?

- No, najczęściej to była obojętność, czyli : ,,nie dziękuję”, ,,nie mam czasu”, „zajęta jestem”, „jestem z innej religii” i tak dalej. Na to się oczywiście uczyliśmy różnych sposobów, żeby jednak utrzymać to zainteresowanie, np. jak ktoś mówił: ,,Nie chcę zmieniać religii.” to my mówiliśmy: ,,Ale my nie chcemy zmieniać Pani religii.”. No i ona wtedy: ,,Jak to nie?!”.

No i my już tam mogliśmy gadać. Zdarzały się oczywiście sytuacje niemiłe. Takie, że ktoś krzyknął. Albo nawrzeszczał nawet. Albo, że wyrzucił nas z klatki, jak byliśmy w bloku. No, ale to raczej margines ogółu. Tak samo marginesem były te reakcje bardzo entuzjastyczne, czyli np.: ,,Super, biorę te czasopisma, świetnie. Przyjdźcie, chodźcie na kawę!”. To było bardzo rzadko. Tylko najczęściej właśnie taka obojętność, no nie?

Niektórzy Świadkowie uczestniczą w głoszeniu od wieku niemowlęcego. Taka osoba, gdy dorasta, dostaje coraz więcej zadań. Przykładowo: mając trzy lata uczy się, żeby pukać, podawać czasopismo. Później się uczy, jak zaczynać rozmowy. Na różnych etapach dostaje określone godziny, które musi spędzić na głoszeniu. Ile głosiła Ewa, w różnych okresach w życiu?

- To zależy w jakim okresie życia. Średnio to bym powiedziała 8-10 godzin, ale to było jak już byłam po ślubie i dzieci miałam. A jak byłam młodsza i byłam pionierką, to miałam obowiązek siedemdziesięciu godzin miesięcznie. Z tym, że to rozliczałam sobie rocznie, czyli musiałam w ciągu roku wyrobić (nie kalendarzowego, tylko od września do września) 840 godzin. Dlatego tak się mówi, że tak siedemdziesiąt godzin miesięcznie. Ale to wiadomo, czasem są gorsze miesiące. Czasem trzeba nadrobić . Na przykład, jak się nie chodziło do szkoły, no to najpierw często się nadrabiało te kwantum tak zwane. Ogólnie – np. w naszym zborze – mawiano, że taką dobrą liczbą to te minimum dziesięć godzin. I np. osoby, które chciały się jakoś tam udzielać w zborze, zwłaszcza mężczyźni, (bo tylko mężczyźni mogą mieć przywileje) no to ich żony, to powinny dążyć do tego, żeby było te minimum dziesięć godzin miesięcznie na głoszenie. No i najprościej w świecie to wychodzi, że co weekend właśnie trzeba nabrać takiej wprawy, czyli w sobotę i w niedzielę trzeba wyjść z godzinę, nie?

Wtedy przypomniałam sobie następną historię z życia. Będąc pewnego dnia na tzw. wykopkach usłyszałam ciekawą rozmowę. Mowa była o mężczyźnie, który zmieniał co jakiś czas swoje wyznanie – z katolickiego na Świadków Jehowy. Jeden człowiek w średnim wieku powiedział, że pewnie robił to dla pieniędzy.

Wiedziałam, że to nieprawda. Typowy Świadek nic nie dostaje za swoją pracę. Jednak ten mit nadal ciąży w umysłach wielu. Wtedy opowiedziałam jej o swoich doświadczeniach. Spytałam, czy domyśla się, skąd mogło się wziąć takie myślenie.

- Znaczy skąd się bierze nie wiem, może dlatego, że wydaje się ludziom, że muszą za to coś płacić, no bo kto by dobrowolnie chodził w sobotę rano, w deszczu, po wsi i namawiał ludzi do czytania Biblii? Więc sobie myślisz: ,,Nie no, na pewno coś za to płacą”, ale praktycznie nie. Kiedyś na kanale powiedziałam, że przeciwnie – bycie Świadkiem Jehowy, to drogie hobby. Nie dostajesz za to pieniędzy. Sam jeszcze dajesz od siebie, bo ciągle się przypomina, żeby dawać dobrowolne datki. Żeby wspierać działalność. Tam budują Salę Królestwa. Potem sprzedają. Musisz poświęcać swój czas, to też jest ogromny koszt. Choć wiadomo, że zależy w jakim mieście mieszkasz, ale np. u nas się co sobotę robiło 100 km na dojazdach. Tylko, żeby dojechać do wiosek różnych. Kto płacił za to paliwo? No kierowca płacił. Tam czasami się ze sobą składaliśmy, ale i tak to były koszty, które my jako Świadkowie pokrywaliśmy. Tak jak wspomniałam wcześniej: czasem jak jakiś zainteresowany jest i on jest w trudnej sytuacji, Świadkowie, żeby go zachęcić, oni mu pomogą. Na przykład my mieliśmy taką sytuację u nas w mieście, że organizowali Świadkowie wesele, bo właśnie była para zainteresowanych. No, ale nie mogli przyjąć chrztu, no bo nie mieli jeszcze ślubu (tak jak wspomniałam, trzeba mieć zalegalizowany związek). No, więc Świadkowie tam pomogli. Zrobili takie składkowe wesele. Każdy coś tam ugotował, upiekł. Tutaj ktoś zapewnił sprzęt muzyczny. Tu ktoś się zajął muzyką, w ogóle żeby puszczać. Wszyscy się tam poskładali, jeszcze dali prezenty. No i wiesz, ta para zawarła ten związek małżeński. Z takiej perspektywy to wiadomo, można powiedzieć: „O, zostali Świadkami, bo im wesele ufundowali”, nie? Ale potem jak już zostajesz tym Świadkiem, to raz, że nie ma za bardzo takiej pomocy, a dwa, że ona też nie dotyczy każdego. Tylko właśnie w tym momencie rekrutacji to ewentualnie mogą ci jakoś pomóc, żeby cię zachęcić, ale to nie jest tak, że ci zapłacą za to nie wiadomo ile. Tylko po prostu raczej w takiej formie, nie wiem, że coś ci przywiozą, że coś ci pomogą zrobić (zwłaszcza jeżeli jesteś starszą osobą). Nie ma tam żadnej standardowej opłaty, którą każdy dostaje, kto wstępuje.

Dokąd więc idą pieniądze ze składek? To trudne pytanie. Moja rozmówczyni podkreśliła, że sama mało się interesowała finansowaniem. Jednak starała się odpowiedzieć ze swoich subiektywnych obserwacji.

- To już idzie do władz prawdopodobnie. Wiesz, oni mają naprawdę ładne sale, ładne obiekty. To co do nas dochodzi jakby – to nie jest oficjalna narracja, tylko widzimy zdjęcia np. – że jeden z tych członków Ciała Kierowniczego kupuje sobie whisky za 700 dolarów, nie? Każdy z nich ma sygnet. Latają pierwszą klasą. Wiadomo, że oczywiście tutaj dużo obiektów trzeba utrzymać. Bo praktycznie prawie każdy kraj ma tzw. Betel, biuro oddziału no i tam możesz jako wolontariusz mieszkać, żyć i pomagać w działalności. Wtedy np. obsługujesz drukarnie, tłumaczysz. Tego typu rzeczy, po prostu jak w korporacji. To, że tam mieszkasz i jesz itd., idzie z tych dobrowolnych datków od reszty, a jakby pensji za to nie dostajesz, więc wiadomo, że z tego część idzie na utrzymanie takich rzeczy. Część idzie na te wszystkie materiały, drukarnie, wszystkie oprogramowanie musisz, mają jakieś kamery. Wiadomo, trzeba to jakoś utrzymać. No ale i tak – tutaj westchnęła – i tak ktoś na tym zarabia, no nie?

Na koniec rozdziału chciałam dać coś pozytywnego. Jakie – według Ewy – są plusy należenia do Świadków Jehowy?

- Często nad tym myślałam. Zrobiliśmy kiedyś vlog: „Plusy bycia świadkiem Jehowy”.

W sumie stwierdziliśmy, że każda zaleta, którą wymieniliśmy, to tak naprawdę można ją uzyskać w tym „normalnym świecie”. Wiesz, czasem ktoś nam mówi, że: „O, bo wy tak ładnie mówicie, nie? Umiecie przemawiać.”. Faktycznie, u Świadków są zajęcia z tego, żeby umieć się wypowiadać, żeby ćwiczyć dykcję, płynność mowy. No są te zajęcia. Ale raz, że nie każdy Świadek, który bierze w nich udział ma tę swobodę wypowiedzi, więc to nie jest reguła. Dwa, że naprawdę wystarczy troszkę dalej edukacji niż liceum i okazuje się, że czekają na ciebie wyzwania w postaci prezentowania treści. W postaci przemawiania do innych, takich otwartych dyskusji. Mówię tu o studiach np., no nie? I siłą rzeczy jesteś w stanie się tego nauczyć i to o wiele lepiej niż na tych zajęciach świadkowskich. I co jeszcze? No bo tak, wszystko to, że ci np. pomogą w potrzebie, że jest taka wspólnota – to już z jednej strony jest piękne, ale takie wspólnoty są też w innych miejscach, nie tylko religijnych. Ja np. byłam na zajęciach tanecznych i tam po prostu często były organizowane imprezy. Ludzie się spotykali ze sobą, pomagali sobie. Ludzie kompletnie niezwiązani ze sobą niczym innym oprócz tego, że spotykają się ze sobą raz czy dwa razy w tygodniu na tańcach. Nie potrzebowali do tego jakiejś większej presji religijnej, żeby sobie pomóc i być dla siebie mili. U Świadków, nawet jeśli dostaniesz tę pomoc, to jest to warunkowe. W momencie jak odchodzisz, jak stwierdzisz: ,,Słuchajcie: nie podoba mi się coś, co się tam dzieje” albo „Zmieniłam zdanie. Inaczej na to patrzyłam te piętnaście lat temu” to nagle wszyscy z tobą zrywają kontakt i się zostaje samemu. Więc to jest taka tymczasowa zaleta.

IV WĄTPLIWOŚCI I ODEJŚCIE

„Ja jestem wykluczona 15 lat, ale nie mogę znieść, jak wy tak mówicie o Jehowie. On was ukarze, bo tylko Organizacja jest jedyną prawdziwą religią.”

Będąc kandydatem do Organizacji nie można np. nadużywać alkoholu, palić. Również wychodzić poza prawo. Inaczej nie zostanie się dopuszczonym do chrztu. Co jednak gdy już jest się Świadkiem? Jak Starsi reagują wtedy na pewne nadużycia? Czy grożą one od razu wykluczeniem?

- W sumie oni mówią, że nie wykluczają za jakiś czyn, tylko za brak skruchy, czyli tego czy żałujesz. Więc wiele osób, które prowadzą podwójne życie, czyli sobie chodzą na zebrania, a jednocześnie prywatnie sobie żyją po swojemu, no nie? Póki to nie wyjdzie, że ma problem z alkoholem czy z papierosami, czy np. dziewczyna chodzi na spotkania, ale ma chłopaka, z którym mieszka bez ślubu. - nikt nic nie zrobi. To musi wyjść na jaw jakby. Albo czasem się Świadkowie sami przyznają, bo ich wyrzuty sumienia dręczą, ale chyba częściej jest tak, że ktoś gdzieś kogoś zobaczy i to tak wyjdzie. Wtedy w zależności od kalibru tego grzechu , bo za niektóre sprawy grozi tylko tzw. rozmowa ze Starszymi, oni tam dadzą ostrzeżenie (to jest takie między nami pojęcie, bo u Świadków nie ma czegoś takiego). Po prostu postawią do pionu, że ,,masz z tym problem, popracuj nad tym, bo jak będziesz nadal to robił to cię wykluczymy”. A są takie rzeczy, które grożą jakby od razu wykluczeniem. I tu czasem bywa tak, że nieważne, że się okazało skruchę, czyli się mówi: ,,Nie no żałuję, przepraszam. Nigdy tego [więcej] nie zrobię”, ale i tak wykluczą, żeby był przykład dla zboru. To przykład z życia jest: dziewczyna uprawiała seks z jakimś chłopakiem – mógł być ze zboru, to nie ma znaczenia – bez ślubu i np. zaszła w ciążę. Tutaj już będzie wykluczenie, żeby był przykład dla zboru, że za takie coś ta kara idzie. Nie może się za bardzo tutaj wybronić. Chociaż to też zależy od Starszych, bo tu naprawdę bywa tak, że są totalne luzaki i do serca przyłóż.

A bywają naprawdę sytuacje tak mocno zadziwiające… że człowiek łapie się za głowę – w tej chwili się zatrzymała.

Będąc przy tym temacie warto coś nadmienić. Wielu Świadków sprawy typu: brak wypłacenie pieniędzy, molestowanie czy gwałt przez kogoś ze zboru, rozwiązuje u Starszych. Starają się, by niektóre sprawy nie wyszły na jaw. Tym samym zdarzają się przypadki, że nie trafia to do sądu. Nawet nie najlepiej są widziane różne terapie, np. dla małżeństw.

Według mojej rozmówczyni, Świadkowie to nie jest jednolita grupa. Mimo pewnych pozorów czy schematów, które powielają. Przez to dochodzi do sytuacji, które wydają się być niecodzienne. Przyjrzyjmy się wypowiedzi, w której są – w dużym uproszczeniu – opisane dwie, bardzo przeciwne sobie postawy Świadków Jehowy.

- Niektórzy w to wierzą. Tak naprawdę. Oni niekoniecznie się trzymają tych zasad, ale wierzą, że to jest „ta prawda”. I to nawet od wykluczonych potrafimy dostać naprawdę hejterskie komentarze. Ktoś pisze np. „Ja jestem wykluczona 15 lat, ale nie mogę znieść, jak wy tak mówicie o Jehowie. On was ukarze, bo Organizacja jest jedyną prawdziwą religią.” I teraz jest mi szkoda takich ludzi, bo są wykluczeni, nie mają kontaktu, ale w środku wierzą, że to jest prawda. A niektórzy po prostu udają, bo wiedzą, że jak dadzą się poznać innym, że mają kontakt z wykluczonymi i dowie się o tym rodzina albo inny w zborze, no to już będą mieli spaloną przykrywkę. Więc trochę muszą grać jak reszta, bo nie ma innej opcji.

Przez pewien czas Ewa z mężem, będąc świadkami, tak naprawdę byli niewierzący. Kuba początkowo ukrywał swoje wątpliwości. Tak samo ojciec Ewy.

Skąd się więc biorą osoby, które należą, ale nie wierzą w rzetelność Organizacji? Czemu takie osoby nie odejdą szybciej z owej sekty? Ma to często swoje początki w ludzkim strachu.

- Jest ogromna presja, żeby w ogóle nie rozmawiać o swoich wątpliwościach. Załóżmy np. mamy małżeństwo i jedno z nich już w to nie wierzy i drugie też już nie wierzy. Ale nie mogą ze sobą porozmawiać, bo się boją. [Mąż] boi się np., że jak powie żonie to ona pójdzie do starszych. Powie, że [on] ma takie poglądy odstępcze. No i już będzie wielki kryzys w małżeństwie. Wszyscy się od niego odwrócą. Ona się boi tego samego. Dlatego wiele osób boi się tego. Nawet u mnie w rodzinie przez blisko rok tata próbował zarzucać nam takie tematy delikatnie odstępcze i ja się martwiłam. Martwiłam się , że tata właśnie tutaj coś dostrzega, w tych czasopismach, że może powinnam iść do Starszych. A on tylko tak, tak bardzo delikatnie w ogóle. Cały czas chodził na spotkania i w ogóle. Ale ja już się zastanawiałam czy nie powinnam na… - tutaj zatrzymała się jakby szukała słowa – na niego nakablować – wyrwał mi się wtedy cichy okrzyk. Ewa jakby wirtualnie pokiwała głową i kontynuowała:

– Do tego stopnia. Więc ludzie się boją, że powie tam bliskiej osobie czy przyjaciołom co sądzą na dany temat i zaraz będzie problem. My np. kiedy, jeszcze byliśmy oficjalnie Świadkami, otworzyliśmy się przed naszymi przyjaciółmi, że coś nam się nie podoba. Chyba jak przetłumaczyli wersety, bo Świadkowie mają tam swój przekład . No i tego następnego tygodnia mieliśmy już zaraz telefon od Starszych, że chcą się umówić na rozmowę. Bo nakablo… no powiedzieli po prostu, że: „Ewa i Kuba mają takie zdanie na dany temat”. Na szczęście jeszcze nam się udało załatwić tak, że nas nie wykluczyli. Wtedy jeszcze mieliśmy taką sytuację, że nie mogliśmy oficjalnie odejść. Nie byliśmy na to gotowi po prostu. Ale tak naprawdę, gdyby nie to, że Kuba wiedział, co ma odpowiadać w takiej sytuacji (bo przeczytał specjalny podręcznik dla Starszych), to mogliby nas wykluczyć wtedy. Po jednej rozmowie z przyjaciółmi.

Wiele osób, które odeszło, tak jak my, miało okazję przeczytać: „Rok 1984” Orwella. To jest właśnie taka kontrola umysłu. Ciągła kontrola. Raz, że cię kontrolują ci ludzie, którzy tam są i to nie to, że świadomie. Oni w dobrym buncie Cię kontrolują, bo: ,,Ojejku, tutaj (Hania powiedzmy) Hania ma takie myśli. Trzeba jej pomóc, żeby nie myślała źle o Organizacji!” No i raz, że jest taka kontrola z zewnątrz, ale też ty w środku siebie kontrolujesz i starasz się dusić wszelkie wątpliwości. No bo skoro ci poświęcono tyle czasu, żeby przekonać cię, że to jest ta jedyna słuszna organizacja i cały świat dookoła jest zły, no to jak przestaniesz w to wierzyć, to co zrobisz ze swoim życiem? Wielu Świadków nam pisało nawet, że: „No dobra, dobra, może jest to i to źle… ale mogło być gorzej. Poza tym gdzie indziej pójdziemy?”, no nie? Tak jakby tylko taka opcja istniała. Więc nieważne co tam [ktoś z Organizacji] zrobił. Nieważne jak nasze życie wygląda. To będziemy to akceptować. Bo przecież nie ma innej, lepszej opcji.

Dochodzimy do kluczowego punktu ich historii. Ewa była osobą zaangażowaną w życie Świadków. Jej mąż również. Mimo to odeszli. Dlaczego?

- W sumie po prostu zaczęły nam się pewne rzeczy nie spinać. Dla wielu Świadków w tamtym okresie taką iskrą na szukanie czegokolwiek był raport z policji australijskiej. Tam wyszło wtedy – to był 2016 rok- że były przypadki ukrywania pedofilii w zborach. To była duża sprawa. Nawet jeden z członków Ciała Kierowniczego (czyli przywódca) pojechał tam do Australii zeznawać. No i przez to, że on tam zeznawał właśnie, to wiele osób odważyło się to obejrzeć. Ogólnie Świadkowie mają zakaz czytania czegokolwiek nt. organizacji, co jest spoza oficjalnego źródła. No, ale tam był przecież ten jakby „papież”. Wiele osób się skusiło. To był moment, w którym np. właśnie mój tato zaczął się jakby przebudzać. Zaczął szukać różnych informacji i nam podrzucać pewne tematy. Na mnie to nie działało. Ale mój mąż to złapał. Sam zaczął potem szukać w innych miejscach, próbować przekłady biblijne. Zaglądać przede wszystkim też do starych publikacji, jeszcze sprzed XIX wieku. Czytał, co tam napisali. Co myśleli w ogóle ci Świadkowie pierwsi. Co piszą teraz. W końcu odważył się mi powiedzieć o swoich tych przemyśleniach. Ja oczywiście wtedy chciałam się rozwodzić i od razu lecieć do Starszych. Mieliśmy „ciche dni” wtedy. Najdłużej w naszej małżeńskiej karierze, bo chyba tydzień to trwało. W końcu stwierdziłam, że jestem z tym mężczyzną. Mam z nim dzieci. Zaryzykuję. Jeśli to jest prawda w co ja wierzę, to się obroni. Weszłam wtedy na biuletyn Dominikanów. „Czy twoja grupa do której należysz jest grupą destrukcyjną?”. Taki test jest. Zaczęłam czytać i [po chwili] ja mówię: „K…, jestem w sekcie!” Ale to tam właśnie było [u Świadków]: kontrola umysłów, kontrola informacji. Zakaz kontaktu z tymi, co odeszli, nie? To właśnie fajne było [w biuletynie Dominikanów], że to było takie obiektywne, bo tam w ogóle nie było nic o świadkach Jehowy. Tylko ogólnie: o grupach destrukcyjnych. No i całą noc potem siedziałam, czytałam. Ciężko to w ogóle tak opisać od A do Z, te tematy: o Raju, o fałszywych proroctwach, o Armagedonie. Czytałam to wszystko i rano mówię: „Nie, ja już nie jestem w stanie więcej iść na zebranie”. Ja jeszcze nie byłam w stanie tak odejść oficjalnie. No bo właśnie: co z rodziną, przyjaciółmi i tak dalej…

Ale wiedziałam, że ja już nie chcę w tym być. Z dnia na dzień przestaliśmy chodzić na zebrania. Jeszcze pamiętam: raz w grudniu zdałam te dziesięć czy piętnaście godzin tego głoszenia, a to było w ogóle moje ostatnie sprawozdanie. Już potem więcej nie chodziłam. Jedynie raz poszłam na Pamiątkę, to jest takie największe święto Świadków, na wiosnę. Ostatni raz poszłam jeszcze potem na ślubie siostry mojego męża. Tak to już więcej nie poszłam na Salę Królestwa, bo po prostu stwierdziłam, że nie jestem w stanie. Też to był taki szok, że my bardzo dużo czytaliśmy. Ciągle gadaliśmy. To nie było tak, że ta jedna noc. Bo tej pierwszej nocy stwierdziłam po prostu, że jakby Organizacja to nie jest droga, którą chcę iść, ale potem myślałam, że poszukam innej religii. A potem właśnie minęły dobre dwa lata zanim odeszliśmy i to był właśnie taki czas, w którym układaliśmy sobie właśnie poglądy itd.

Dalej opowiedziała mi o tym, jakie uczucia jej towarzyszyły po straceniu zaufania do Organizacji.

- Ja się czułam lepiej – tu się zaśmiała lekko – Nawet do tej pory się czuję lepiej. Tak… zaczęłam też, wiadomo, terapię, bo trzeba też wyprostować pewne rzeczy w głowie. Po latach zawsze zostają jakieś traumy itd. Ale ogólnie to było wyzwalające, że się… że nie muszę się już bać Armagedonu i bać się o moich bliskich – tutaj przerwała na sekundę, jakby układając kolejne zdanie. – Tak, to była ogromna ulga i ja nigdy nie chciałabym tam wrócić. Do tego strachu ciągłego.

Czego się najbardziej bali w odejściu? Każde wyjście z grupy wiąże się z pewnymi konsekwencjami. W dodatku Ewa z Kubą byli szanowani u Świadków. Większość ich rodziny należała do Organizacji. Zresztą spędzili tam wiele lat swojego życia.

- Chyba najbardziej tego, że się tak rodzina całkowicie odwróci i że zostaniemy sami. No bo nawet jak odeszłam nieoficjalnie, to dostawałam wiadomości, że „No zobaczysz. Zostaniesz sama.”, „Nie będziesz miała przyjaciół” i tego się właśnie najbardziej [bałam]. To się bardzo szybko zweryfikowało. Na szczęście na przykład moi rodzice zostali z nami. Później się okazało, że mają też takie poglądy jak my. Mój brat też odszedł od Świadków. Mieliśmy też sporo rodziny wykluczonej wcześniej, więc tutaj te relacje można było nawiązać od nowa. A przyjaciół… no stracić – straciliśmy. Ale na szczęście poznaliśmy nowych ludzi i mamy fajne relacje. Jest taka świadomość, że te relacje, które mamy teraz, z innymi ludźmi, że to nie jest takie warunkowe. Że coś się wydarzy i się nagle od nas odwrócą. Nie, po prostu musimy pracować nad tymi przyjaźniami, jak w sumie o każdą relację. Świadkowie robią tak, że samo to, że jesteś Świadkiem to sprawia, że nagle wszędzie masz przyjaciół – innych Świadków. Niby super. Możesz jechać na drugi koniec Polski, iść na Salę Królestwa i wszyscy cię wyściskają. Ale z drugiej strony… przecież tak naprawdę cię nie znają. Nie wiedzą, kim jesteś i to wszystko jest takie kruche, no nie? To pięknie wygląda, ale bardzo szybko można potłuc i zniszczyć.

W ciągu dziesięciu lat, w Polsce ok. 11 000 Świadków Jehowy odeszło od swojej religii. Taka liczba nie pojawiła się w żadnym innym kraju. Nie jest wiadome, co będzie dalej. Aktualnie Świadkowie mają spotkania przez Internet. Nie głoszą. Czy taka sytuacja spowoduje zmniejszenie się Świadków? Może to pójdzie w drugą stronę? Ewa się tutaj lekko zawahała.

- Nie wiem czy będzie duży skok teraz, np. na ten rok pandemiczny, ale zdaje mi się, że będzie to spadać, bo ogólnie postępuje laicyzacja Europy, to raz. A jeśli chodzi o Świadków… w ogóle dlaczego odchodzą? Wydaje mi się, że to jest tak, że parę lat temu pojawiły się takie osoby, które były skłonne coś działać. Założyły to forum dla byłych Świadków. Zaczęły protestować. I raz, że zaczęło się pojawiać dużo materiałów dostępnych w języku polskim. Nawet Świadkowie mówią, że jak komuś nie głosić w jego ojczystym języku. No wiadomo, nie każdy z nas wie, że to wszystko się pierwsze w języku angielskim pojawia, a przez to, że mieliśmy dostęp do materiałów w języku polskim, no to wiele osób mogło to przeczytać. Mogło się z tym zapoznać. Przez to część poczuła się gotowa, żeby odejść. A dwa, to kiedy okazało się, że jest nas coraz więcej, to masz świadomość, że możesz się do kogoś odezwać. Bo stracisz, co prawda wszystkie kontakty, ale np. właśnie jeden były Świadek Jehowy zrobił taką inicjatywę, „Mapa byłych Świadków Jehowy”. To jest taka mapa próbna. Wchodzisz tam na link i w sumie każdy tam się może dodać. Na przykład mieszkasz tam, nie wiem, na Mazurach, czy na Podkarpaciu i widzisz, że miasto dalej jest jakiś były Świadek. Możesz poprosić o kontakt do niego, żeby sobie pogadać i spotkać się. Nie jesteś już sama. Myślę, że to właśnie te wszystkie takie drobne inicjatywy razem sprawiły, że ogólnie właśnie łatwiej jest w Polsce odejść niż, być może, w innych krajach. A jeśli chodzi o to, czy więcej osób odejdzie: nie wiem. To jest trochę tak, że dochodzą do mnie głosy, że teraz więcej osób odchodzi, bo mi piszą np. że albo przestali chodzić na zebrania albo oficjalnie odeszli albo już planują odejście. A z drugiej strony takie sytuacje jak pandemia wywołują u Świadków bardzo, bardzo duży strach, że zaraz Armagedon, jeszcze bardziej niż normalnie. To część osób może się jeszcze bardziej zradykalizować. Więc myślę, że te osoby takie letnie to będzie im łatwiej odpuścić to, a te osoby, które bardzo w to wierzyły staną się jeszcze bardziej takie… radykalne właśnie.

Ludzi w Organizacji zwykło się zwać: „najszczęśliwszymi ludźmi na Ziemi”. Ewa jednak np. opowiadała o traumach związanych z przynależnością do Świadków Jehowy. Obecnie jej życie wygląda inaczej.

- Teraz to już będą w sumie 4 lata od „wybudzenia” tak zwanego. Wiele rzeczy jest już w głowie poukładanych. Jest taka… ulga? Lekkość? Taka, że jeśli nawet zdarzają się jakieś trudności, to muszę nad nimi popracować. To nie jest tak, że mi tutaj Jehowa magicznie wybawi albo magicznie ukarze, jak coś zrobię. Po prostu muszę nad sobą pracować. Nad swoją relacją z mężem. Z dziećmi. Jak najlepiej wykorzystać ten czas, który mamy tutaj na ziemi i np. dla mnie… no ja mam zdiagnozowaną depresję. Będąc Świadkiem od wielu lat zmagałam się z myślami samobójczymi. Zawsze sobie myślałam, że... lepiej by mi było umrzeć, bo zaraz i tak będzie Armagedon i jest szansa, że Jehowa mi to wybaczy, a nie będę się męczyła. A np. odkąd odeszłam już nie mam takich myśli, bo – na mnie – to działa oczyszczająco, że mam to jedno życie i po prostu muszę nad nim pracować. Wycisnąć to najlepsze z tego co mam, no nie? A nie czekać, aż tutaj nagle wyślą jakieś meteoryty, które będą spadać na ziemię (w sumie nie wiem jak Świadkowie sobie to wyobrażają). Najczęściej na obrazach [Świadków] jest tak, że Jezus na koniu trzyma łuk i zaczyna atakować tych właśnie nie-Świadków. – zaśmiała się - Nie muszę już czekać na to. Po prostu muszę jak najlepiej żyć. Jak najlepiej dam radę.

Po tych słowach podziękowałam jej jeszcze raz za poświęcony czas. Przekazałam parę słów od siebie. Powiedziała, że w razie niejasności mogę do niej napisać. Po jakimś czasie rozłączyłam się. Wróciłam do swojego codziennego świata.

V EPILOG

Przekażę jeszcze ostatnią rzecz. Podczas rozmowy z Ewą poznałam jej sposób myślenia, gdy jeszcze była w Organizacji.

Porównałam Boga widzianego oczami katolików i Świadków. Ważny motyw w głównej religii naszego państwa jest taki, że Bóg kocha i wybacza grzechy. Tymczasem np. Ewa, będąc Świadkiem od dziecka, bardzo często się bała Armagedonu. Powiedziała wtedy:

- Większość czasu to zastanawianie się, czy Jehowa będzie z ciebie zadowolony i bardzo rzadko jest.

Czy na pewno znasz ludzi, o których mówisz? Czy na podstawie zewnętrznych informacji, masz prawo ich oceniać?

~ * ~

Noe zbudował ołtarz dla Pana i wziąwszy ze wszystkich zwierząt czystych, złożył je w ofierze całopalnej na tym ołtarzu. Gdy Pan poczuł miłą woń, rzekł do siebie: "Nie będę już więcej złorzeczył ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. (…)"

Księga Rodzaju, 8, 20-21

Licznik odsłon: 979
2024  Ogólnopolski Turniej Reportażu im. Wandy Dybalskiej   globbersthemes joomla templates