Edyta Wolny - Dzieje miłości strachem naznaczonej
Chcecie posłuchać o miłości, której „przebieg zbyt bolesny·”1 „rzecz ta rozgrywa się2” nie w Weronie, a na polskiej ziemi? To posłuchajcie.
L3….Maleńkie miasteczko z wielką historią w Krainie Tysiąca Jezior. Wokół krajobraz pełen kontrastów – płaskie zielone przestrzenie i wyniosłe wzgórza, jakby ktoś zamienił jeziora w góry. Masy błękitnego nieba atakowane przez bryły strzelistego kościoła. Pola uprawne, a na horyzoncie murowane, ukwiecone domki. Z największego wyruszyli na podbój świata dwaj bracia S. Wysocy, przystojni, zdolni, pracowici. Stanowili przedmiot westchnień okolicznych panien i zazdrości innych rodziców. Maria G. z zadumą wspomina, jak pięknie wyglądali, gdy na niedzielnych mszach towarzyszyli rodzinie. Teraz twierdzi, że od początku coś się jej nie podobało. No, może nie to, że nie podobało…No, było coś nienaturalnego w tych chłopcach… Że tacy ułożeni, zawsze z rodzicami, nieganiający z innymi chłopakami… A jak pięknie wyglądali w tych garniturach, gdy stali pod chórem.
Maria G. wyraźnie stara się ukryć satysfakcję, że znalazła na tym pięknym obrazku rysę. Choć jednocześnie teraz, zwyczajnie po ludzku, chłopakom współczuje i zgłasza gotowość pomocy. Tym szczerszej, że do starszych S. ma liczne drobne żale. No, może nie żale, ale …Pamięta im, jak w kłopotach zamiast wesprzeć, jak rodzina powinna, jeszcze jej dokuczali. Bo S. zawsze byli dumni i zarozumiali. Z większą częścią miasteczka, jeśli nieskłóceni, to chociaż mający, delikatnie mówiąc, chłodne stosunki.
G. nawet nie udaje, że rodzinie S. współczuje. Nie, oczywiście popiera Tomka i to nie dlatego, że nie przepada za Teresą i Zygmuntem S, ale uważa, że dorosły chłopak ma prawo wybrać sobie drogę życiową.
Całą historię poznajemy z ust Zofii T., bratowej Teresy. Ona i jej mąż stali się mimowolnymi uczestnikami walki wyzwoleńczej toczonej przez Tomka. Właśnie do nich, do wujka i ciotki, ponad rok temu zwrócił się chłopak o pomoc. W pierwszej chwili nie uwierzyli. Niemożliwe. Nie w ich rodzinie. Ale wysłuchali, bo jakże nie wysłuchać, gdy przychodzi siostrzeniec i mówi: ”Mam dosyć życia”. Słuchali i kręcili głowami. A Tomek opowiadał, że ma dosyć kontroli, że pragnie wolności i szacunku. A jednocześnie wie, że to rani rodziców i jest mu przykro. Wierzył, że może Marian T, brat Teresy, pomoże mu w rozmowie z rodzicami. Może będą mogli w domu ciotki i wujka porozmawiać spokojniej. Tomek miał nadzieję, że neutralny grunt i obecność wujostwa ostudzi emocje i sprawi, że rodzice go wysłuchają. Może coś do nich dotrze? A co najważniejsze, nie dojdzie do rękoczynów. Te rękoczyny najbardziej zdumiały T. Wiedzieli, że chłopcy S. byli krótko trzymani, ale żeby byli bici?! I to nawet teraz, gdy są dorośli?!
W tej sytuacji państwo T. otworzyli swoje serca i dom. Czy mając obecną wiedzę, postąpiliby tak samo? A cóż innego mogliby zrobić, dziwi się Zofia T?
Opowieść Tomka
Tomek S. ma ok. 25 lat. Gdy przyszedł po pomoc, kończył studia, pisał pracę magisterską i pracował w dużej firmie międzynarodowej. Z pracy nie był bardzo zadowolony, ale dawała niezłe pieniądze i doświadczenie. Liczył, że gdy „się obroni”, znajdzie lepszą. No i poznał Iwonę K. Przyczynę nieszczęścia, wg rodziców Tomka. Katalizator wg wujostwa T.
Młodzi poznali się parę miesięcy wcześniej, pokochali się i postanowili zamieszkać razem. Jak postanowili, tak zrobili. Ot, historia, jakich wiele. Tomek zdecydował się przywieźć dziewczynę do L. i przedstawić rodzicom. Oczywiście, nie przyznając się, że razem mieszkają. Liczył, że Iwona spodoba się rodzinie tak jak jemu. Bo i dlaczego miała się im nie spodobać? Pracowita, rodzinna, skończyła studia, ale dalej się uczy na „podyplomowych”, pracuje, awansuje.
Liczył, ale chyba czuł przez skórę, co z tego wyniknie. Miał przecież przykład Krzyśka, swojego brata.
Historia Krzyśka
Zofia T uważa, że zanim opowie dalsze losy Tomka i Iwony, musi pokrótce streścić historię Krzyśka, starszego brata S, trzydziestolatka, chrześniaka Mariana T. Historię, która rodzinę T. męczy już od paru lat. Chłopak skończył studia z wyróżnieniem, zaproponowano mu pozostanie na uczelni, robienie doktoratu. Było to logiczne, bo działał on w licznych kołach studenckich. Jednak Rodzice wybili mu to z głowy: „Za takie pieniądze nie warto”. I Krzysiek wrócił do L. I szukał pracy, która byłaby go godna. A parę lat temu, gdy szalało w Polsce bezrobocie, nie było to proste. Siedział więc chłopak z rodzicami i babcią na wsi i nudził się. I cofał, bo co ze skończonych studiów, gdy brak praktyki.
Wtedy Marian wpadł na świetny pomysł. Zofii siostra wyszła za mąż za Anglika i urządziła się na wyspach, jeszcze zanim napłynęła tam ogromna fala polskiej emigracji. Postanowili więc wysłać Krzyśka do Anglii. Pogadali z siostrą Zofii. Okazało się, że jest ona chętna do pomocy. Zobowiązała się odebrać Krzyśka z lotniska, miesiąc czy dwa przetrzymać u siebie w domu, dla aklimatyzacji, a potem pomóc znaleźć mieszkanie. Obiecała znaleźć chłopakowi pracę i załatwiła miejsce na kursie językowym dla cudzoziemców. T. szczęśliwi, że tak udało się wszystko załatwić, jadą do L, a tam płacz (babcia i mama) i krzyk: „ Nie będzie robił na kapitalistę” (tata). Siedział więc Krzysiek w domu dalej. Gdy chciał wyjść z kolegami, musiał uzyskać zgodę ojca (najłatwiej), matki (nieco trudniej, ale jak była zgoda Zygmunta, to się udawało) i wreszcie przebrnąć przez stróżującą przy drzwiach babkę, matkę Teresy. A to nie było łatwe. Wreszcie znudzony Krzysiek znalazł pracę. Była nieco poniżej jego możliwości i aspiracji, ale zawsze mógł wyjść z domu. Miało to tym większe znaczenie, że poznał dziewczynę. Może niepiękną, młodszą od niego i gorzej wykształconą, ale ambitną. Zdecydowaną zostać panią magistrową. Znalezienie pracy ułatwiało spotkania - często zdarzały się w zakładzie awarie wymagające długiej pracy „po godzinach”. Może nawet zdarzały się za często, bo Teresa i Zygmunt zaczęli sprawdzać, czy Krzysiek jest w pracy. Któż zliczy, ile razy objeżdżali lokalną fabrykę dookoła, wypatrując samochodu syna. Aby się upewnić, że nie zbacza z drogi, wracając do domu, spisywali licznik i liczyli przejechane kilometry. Czasem alibi dostarczała mu Asia, córka Zofii i Mariana. Na prośbę Krzyśka dzwoniła do cioci Tereski i prosiła, aby kuzyn pouczył ją fizyki lub matematyki. Na starość robiła się coraz bardziej „niekumata”, ale wiadomo, im wyższa klasa, tym większe trudności.
Więc z punktu widzenia Krzyśka, wspólny dom Tomka i Iwony był dla tego pierwszego idealny. Za zgodą rodziców zapisał się na studia podyplomowe i często jeździł do Olsztyna. Wraz z dziewczyną zatrzymywali się u Tomka i Iwony.
Opowieści Tomka ciąg dalszy
Pojawienie się Iwony w L zelektryzowało rodzinę S. Tego jeszcze nie było, aby jakaś dziewczyna kręciła się im po domu. A ta się im wyjątkowo nie podobała. Była w USA na stażu, a tam, wiadomo, nic dobrego. Iwona też przywiozła „wirusa sekty”. Po domu swojego chłopaka chodziła zgarbiona, ale to nic dziwnego. Przecież dom S. jest porządny, katolicki, na ścianach wiszą święte obrazy, więc nie mogła na nie patrzeć „sekciara jedna”.
To złe, które zamieszkało w tej drobnej dziewczynie, miało ogromną moc. Jeszcze parę miesięcy później Zygmunt drżał, gdy o tym opowiadał. A Teresa i jej matka nie mogły w nim spokojnie mieszkać. „Wibracje zła” nie pozwalały im spać. Wszystko im drżało, z rąk leciało. Zygmunt raz sprowadził księdza, który wyświęcił cały dom. Nie pomogło. Złe wyciszyło się dopiero, gdy drugi raz proboszcz obszedł całe gospodarstwo z kropidłem.
Ratowanie Tomka
S. nie mogli tego tak zostawić. Postanowili uświadomić Tomkowi niebezpieczeństwo. W każdej rozmowie, a dzwonili po kilka, a nawet kilkanaście razy dziennie, dawali wyraz swym uczuciom i obawom: płaczem, krzykiem, prośbą, groźbą. Nie chcieli obrażać młodych, zwłaszcza Iwony. Mówili prawdę, tzn. to, co za prawdę uważali. Szkoda, że Tomek taki wrażliwy na punkcie Iwony i niepotrzebnie czuł się urażony obrazem dziewczyny w wyobraźni rodziców.
A oni żądali, aby zerwał znajomość z sekciarą. Gdy przyjeżdżał do rodzinnego domu na weekendy, musiał uczestniczyć w głośnych rodzinnych modłach o swoje nawrócenie. W przerwach odpierał ataki psychiczne i fizyczne. Aż wreszcie, gdy rzucone w niego krzesło rozbiło się o ścianę, uciekł przez okno i więcej do L. nie zawitał.
Załamany Tomek zwrócił się z prośbą o pomoc do brata matki. Wierzył, że wpłynie on na siostrę, uspokoi ją, wyciszy, ułatwi rozmowę. Państwo T. wykazali pełne zrozumienie. I po poznaniu dziewczyny obiecali pomoc. Jednak, jak z żalem mówi Marian, nie docenili wagi problemu. Namówili Tomka, aby porozmawiał z rodzicami. I bomba wybuchła. „Katolicki chłopak mieszka z dziewczyną bez ślubu!!!!!” „Co ona mu zadała?” – pytają. Nasili naciski na Tomka, aby zerwał z Iwoną. Płacze, groźby, wspólne modlitwy. Wszystko bez efektu. No, ale wiadomo, sekta. Ci to umieją robić ludziom wodę z mózgu. A dlaczego Iwona ma być w sekcie? Wiadomo przecież, że to nienormalne, aby chłopak tak był za dziewczyną. Tylko ci z sekty tak umieją. No i ta obawa przed obrazami. I to złe jej towarzyszące. Każdy inteligentny człowiek, zresztą, umie rozpoznać sektę.
Lepszym synem okazał się Krzysiek. Wzruszony płaczem matki i babki, a może raczej przestraszony krzykiem ojca, podzielił się swoją wiedzą na temat życia brata i jego dziewczyny. Powiedział, gdzie mieszkają, gdzie pracują, skąd pochodzi Iwona. W nagrodę rodzice przekonali go, że ma bezsensowną robotę i powinien ją rzucić. Niepracujący, odmawiający z rodzicami zdrowaśki za nawrócenie Tomka, miał niewielkie szanse na spotkania ze swoją dziewczyną. Może to i lepiej, bo okazało się, że nie jest ona dla Krzyśka odpowiednia. Jakie to szczęście, że mama w porę to zrozumiała i mu uświadomiła!
Pojął więc, że skoro jemu rodzice tak dobrze radzą, to i Tomkowi pomogą. Krzysiek zatem całym sercem zaangażował się w ratowanie brata. Wraz z rodzicami jeździli po kolegach Tomka i zbierali informacje na temat Iwony. Ale dobrze się kryła, bo nic złego nie usłyszeli. Wreszcie, zdesperowani, pojechali do rodziców dziewczyny. Od kuzyna policjanta4, dowiedzieli się, że wydają się być porządni i uczciwi, więc, jak ludzie, zaapelowali do ich serca. Opowiedzieli wszystko o sekcie, do której należy Iwona, o krzywdzie, jaką robi rodzinie S. A ci nic. Za nic mieli rozdzierający serce głośny płacz Teresy, krzyk Zygmunta. Uczepili się, że Krzysiek chciał uderzyć ojca Iwony. Jakby taki słabeusz po operacji (kilka dni wcześniej gospodarz wrócił ze szpitala po zabiegu) mógł być przeciwnikiem dla zdrowego, silnego trzydziestolatka? No pewnie, że Krzysiek nie wytrzymał i trochę pomachał mu rękami przed nosem, ale zaraz mówić, że chciał bić…. A ci rodzice – warci córeczki! Z uporem twierdzili, że Tomek i Iwona są dorośli i wiedzą, co robią. A co może wiedzieć uczciwy chłopak, któremu sekciara zawróciła w głowie? Może zadała mu jakieś amerykańskie leki? Tak, na pewno mu coś zadała! Ale, na szczęście, Tomek ma rodzinę, która mu pomoże. I na pewno go przekonają. Jak nie dziesiątym telefonem, to dwudziestym, pięćdziesiątym… Będą telefonować tyle razy, ile potrzeba, słać sms-y. I niech nikt nie mówi, że obrażają Iwonę, bo czy taką dziewczynę można obrazić? Taką, co udaje cichutką….Ale wkrótce wszyscy się dowiedzą, co ona jest warta.
Rodzina S jedzie do proboszcza parafii Iwony. Zaczynają mówić, co myślą o dziewczynie i całej jej rodzinie. Ale księdza też opętali. Nie chce rozmawiać. Apeluje do sumienia i właściwie wyrzuca za drzwi. A zabierać matce (Teresa) dziecko to jest po ludzku?
Rodzina S nie ustaje w próbach ratowania syna. Całe dnie i noce jeżdżą za nim. Parkują pod domem i zakładem pracy. Usiłują przemówić do serca i rozumu. Ale kto zrozumie rozpacz rodziców. Ludzie widzą tylko szarpaninę i słyszą krzyki. Nieraz ochroniarze fabryki włączają się do rozmowy. Chronią Tomka. Przed rodzicami! A i on, nieszczęsny, zagubił się zupełnie. Nie chce słuchać. Chowa się. Grozi policją. Ale rodzice mu pomogą. Gdzieś w świecie załatwili konsultację psychiatryczną. Widzą już niestety, że z Tomkiem nie jest dobrze. Tylko dlaczego ten psychiatra jest tak daleko od domu?
Rodzice są przekonani, że gdyby choć na trochę odizolowali go od tej dziewczyny, to odzyskałby rozum. Ale już na nikogo nie mogą liczyć. Znikąd pomocy. Jak zabolało, gdy zrozumieli, że Marian i Zofia buntują Tomka przeciw rodzicom. No, ale Zośka zawsze była falszywa. A i Marian po matce wredny. Zygmunt przedstawił mu świetny plan – oskarży Tomka o kradzież – Krzysiek coś mu podrzuci. Zamkną chłopaka do więzienia, posiedzi, to zmądrzeje. I wtedy Zygmunt odwoła oskarżenie, Tomek wróci do L i będą „żyli długo i szczęśliwie”.
A Marian krytykuje, woła o opamiętanie, przypomina stare historie. No, kto jak kto, ale on powinien milczeć. A on jednak gada. Twierdzi, że to trauma z dzieciństwa. Taki uczony niby.
Pięćdziesiąt lat temu
Wszyscy krewni, oczywiście poza S., zgodnie twierdzą, że historia zatoczyła koło. Uważają, że obecne kłopoty Tomka i Iwony zaczęły się właśnie pięćdziesiąt lat temu, gdy nawet ich na świecie nie było.
Matka Teresy, Stasia, i ojciec Mariana, Rysiek, byli kiedyś zgodnym rodzeństwem5. Parę lat po ślubie, Stasię opuścił mąż. Teraz to nic wielkiego, ale wtedy, pięćdziesiąt lat temu… Śmieli się ze Stasi wszyscy dookoła. Z gospodarskiej córki!. Żeby tylko raz ją zostawił! On odchodził i wracał.! Pobawił się w dom i znów odchodził. Nie zastanawiał się, co czuje Stasia i mała Tereska! Rozpacz! W jednej z takich chwil pojawił się w domu studiujący w Olsztynie Rysiek. Żal mu się ich zrobiło i niebacznie obiecał, że jak studia skończy, to Stasię z małą Tereską weźmie do siebie, do miasta. Uczepiła się tego Stasia i marzyła, jak to będą wszyscy razem mieszkać w pięknym domu w mieście. Rysiek się nimi zaopiekuje, a ona nim. Ugotuje mu, posprząta, upierze. A i Tereska będzie miała ojca, wszak wujek to lepiej niż ojciec łobuz, co poszedł „w siną dal”.
Może by się i te marzenia spełniły, gdyby Rysiek nie poznał czarnookiej i czarnowłosej Martusi i nie postanowił się żenić. Znów Stasia pogrążyła się w rozpaczy. Znów poczuła się oszukana i porzucona. A tak rozpaczała, że ich wspólny ojciec złapał kłonicę i pogonił pierworodnego. Zakazał wracać do domu, jeśli nie zmądrzeje i panny nie zostawi.
To i poszedł Rysiek z domu. Rozładowywał wagony z węglem, grał w pokera na pieniądze i szykował się do ślubu. Po jakimś czasie ojcowska złość na syna minęła. Zaprzągł konia do bryczki i z żoną pojechali do rodziców Martusi ustalać wkład w wesele i godzić się z młodymi. A Stasia i Teresa, na polecenie ojca i dziadka, musiały traktować przybłędę jak swoją. Ale zawsze wiedziały, że mogą wzywać Ryszarda, że Tereska jest dla niego jak córka! Nawet, gdy urodził się Marian. Ten sam, który tak im za miłość odpłacił.
A potem Tereska urosła, poznała Zygmunta, pokochała go i zaraz po szkole poślubiła. Kłócił się wtedy Rysiek ze Stasią okrutnie, bo chciał, aby Tereska zadała maturę i poszła na studia, ale Stasia nie pozwoliła… Jej córeczka miałaby ją zostawić?… Na wszelki wypadek lepiej, aby tej matury nie zdawała. No, Zygmunt, jak się upiera, może studiować. Tak, może. Ale zaocznie. A tak w ogóle, to powinien z żoną i teściową w domu siedzieć.
Zygmunt był jednak uparty. Mimo pracy i konieczności pomocy w gospodarstwie studia skończył. Postanowił jednak, że jego synowie pójdą, jak normalni ludzie, na studia dzienne. A po studiach wrócą. Zamieszkają z dumnymi z nich rodzicami, a jak będą chcieli, „będą mogli z panienką wyskoczyć na lody6”, Jak znajdą dziewczyny, które się spodobają rodzicom, to będą mogli się ożenić. Czemu nie?! Przecież wnuki trzeba mieć. Oczywiście, jak będzie jakaś godna ich dziewczyna! Dom jest duży i jak synowa mamę i babcię uszanuje, to wiadomo, że się rodzice zgodzą na ślub. Ale jeszcze nie teraz!
Historii stan obecny
Po paru miesiącach szarpaniny Tomek i Iwona zmienili mieszkanie, karty w telefonach i pracę. Zniknęli państwu S. z pola widzenia. Mieli dosyć awantur. Bo i co mogli zrobić?! Próbowali nie dać się sprowokować, ale bali się, że w końcu Zygmunt nie wytrzyma i ich uderzy. A rękę ma ciężką! To Tomek pamięta dobrze. Ale nie o siebie się boi, a o Iwonę. Jaką miałby szansę w starciu z ojcem i bratem jednocześnie? A i bić się z własnym ojcem? Musiałby jednak, gdyby chcieli zrobić krzywdę jego dziewczynie. A i przed sąsiadami było wstyd! Wzywali policję, radzili się prawników. Sprawa nie jest prosta. Zresztą nasyłać prokuraturę na własnych rodziców?! A jednocześnie, jak żyć ze strachem, że złapią… że zamkną… potrzymają, aż zmądrzeje.
Ktoś może powiedzieć, przesada. Co mogą mu zrobić? A mogą! Już próbowali. Dwa razy podjeżdżali pod dom dzieci busikiem z kilkoma facetami i usiłowali wciągnąć Tomka. Raz uratowali go koledzy, a drugi raz sąsiedzi.
Ostatnio zadzwonił do Tomka kolega, aby uważał. Krzysiek chodzi po wspólnych kolegach i opowiada, jakie ma kłopoty w porozumieniu się z Tomkiem. Rozwiązałby ten problem, gdyby mógł spokojnie porozmawiać z bratem. Szuka kogoś, kto umówiłby się z Tomkiem gdzieś w odludnej części parku i stworzył im okazję do pogadania. Odludny park!
Mimo wszystko Tomek i Iwona są szczęśliwi. Znaleźli dobrą pracę, kształcą się na studiach podyplomowych i robią karierę, w dobrym tego słowa znaczeniu. A Teresa, Zygmunt i Krzysiek całe dnie i noce jeżdżą po świecie i ich szukają. Ostatnio kilka dni i nocy kręcili się w okolicy domu Zosi i Mariana, nagabywali ich gosposię, bo z państwem T. i rodzicami Mariana nie chcą mieć do czynienia..
Wszyscy zaangażowani w sprawę twierdzą, że ciąg dalszy nastąpi. Niestety.
1. "Romeo i Julia”, William Szekspir, Kraków, 2003, Wydawnictwo Greg
2. Tamże
3. Imiona i inicjały nazwisk i nazw miejscowości zostały zmienione, bo choć cała historia wydaje się absolutnie nieprawdopodobna, to jednak jest prawdziwa.
4. Poprosili go, aby popytał swoich kolegów z miejscowości, z której pochodziła Iwona, czy coś wiedzą o jej rodzinie. Może ktoś ich zna?
5. Rodzonym, a nie, jak Teresa i Marian, ciotecznym
6. Tak dokładnie określił to Zygmunt, mówiąc o trzydziestoletnim Krzyśku.