Wiktoria Dąbrowska - Bułka i spółka
Lat osiemnaście, niekarany, prosił nie pisać, że jest rasistą.
Spędzę z nim dwa dni.
Towarzyszy nam Kaliś.
- Mówiłeś mamie, że zostaniesz gwiazdą reportażu? - pytam Bułkę. Jest pobudzony i zaaferowany.
- Tak. Powiedziała, że jakbyśmy chcieli przyjść do domu, to żeby jej zadzwonić, to posprząta, bo wstyd.
Prowadzi nas na Celtyk. Są tam cztery ławki i trochę krzaków. Celtyk, bo w kształcie celtyckiego krzyża. Jedno z ulubionych miejsc Bułki.
- Ej, pamiętam jak byłem mały - mówi Bułka - to miałem takiego BMX-a, i on był czerwony i to był bardzo ważny dla mnie BMX i go kochałem i mi się kiedyś zepsuły hamulce, no i spotkałem mojego dziadka i wiedziałem, że dziadek zawsze naprawi. Dziadek powiedział, że spoko, poszliśmy do niego i naprawił mi te hamulce i nawet mogłem stawać, jak jechałem pod górkę! Ale byłem tam 4 godziny i okazało się, że mnie policja szukała, mama i całe podwórko. Mama płakała, a ja przyjeżdżam po tych czterech godzinach i mówię: "Patrz mamo, mam nowe hamulce zrobione", a mama popłakała się bardziej, ale ogólnie, to zakończyło się wszystko dobrze.
Śmiejemy się. Bułka pokazuje nam filmiki ze skateparku. Jeździ tam na desce i wykonuje skomplikowane tricki. Lubi sportowe buty. Jako jeden z niewielu nie dlatego, że są modne. Oprócz deski lubi też gry komputerowe. Zgadza się pokazać nam siebie w akcji. Wstajemy i kierujemy się w stronę jego bloku. Jesteśmy głodni, więc siłą rzeczy rozmowa schodzi na tematy kulinarne.
- Uwielbiam barszczyk, ale taki z proszku -mówi- zawsze dodaję dużo Maggi, nie wypijecie takiego!
Wchodzimy do bloku. Piętro pierwsze, drzwi po prawej. Otwiera nam mama Bułki.
- Dzień Dobry, miło poznać, mam nadzieję, że napiszecie w tym reportażu o śmierdzących skarpetkach Dawida! -śmieje się i idzie robić nam barszczyk. Idziemy do pokoju.
- Jesteście pewni, że chcecie zobaczyć, jak gram mecza przez godzinę? - pyta Bułka - Bo wiecie, ja wtedy się nie kontroluję, jak na przykład jest ważny mecz, a tu mama zaczyna wycierać szmatką monitor, to mnie trzepie. Zgodnie mówimy, że wytrzymamy. Do pokoju wkrada się kot z mamą Bułki, która niesie barszczyk.
- Bułka i spółka? Bardzo trafny tytuł. Bo koledzy - tu akcentuje - są bardzo ważni w życiu Dawida. Jeżeli któryś ma problem, to nieważne, czy mama gdzieś jedzie, ten od razu pruje na dwór! Ale w dzieciństwie był bardzo spokojnym dzieckiem.
Bułka zaczyna wyzywać ruskich graczy. Mama go uspokaja.
- Chwalili go - kontynuuje - w przedszkolu, w podstawówce.
- Jak to mamo - odzywa się sprzed monitora - zawsze mówili, że mam złe zdolności manualne.
- Nigdy tak nie mówili Dawidku.
Pijemy barszczyk. Po pokoju chodzą koty, które za nic nie dają się pogłaskać.
- Okej, teraz ja gram - mówię i zastępuję jego miejsce - Pokaż mi, jak to się robi.
- Tutaj chodzisz, spacją skaczesz, shiftem się skradasz, jedynką, dwójką, trójką zmieniasz broń.
Mijają dwie rundy, zanim zdążę trafić do celu. Z karabinu sypie się amunicja.
- Ale nie do swojego strzelaj! - ostrzega mnie Bułka - tutaj, w tego.
Następne pięć minut spędzamy na nieudanych próbach wygrania meczu. W końcu dajemy sobie spokój. Siadamy na kanapie.
- Czemu właściwie Bułka? - pytam.
- Właśnie mamo! Zdjęcia! - krzyczy podekscytowany.
Wyjmuje z szuflady albumy i zaczyna nam je pokazywać. Widać, że dawno nikt do nich nie zaglądał.
- Zawsze, jak byłem mały, przychodziłem z bułką na wf i pani nawet tak na mnie mówiła. A tutaj - wskazuje na fotografie z przedszkola - to taki pulchniutki byłem, jak bułeczka. Pokazuje nam jeszcze pełno zdjęć w pieluchach, z loczkiem na czole i zadziornym wzrokiem. Wspólnie wzruszamy się, pytając, gdzie podział się ten słodki Bułka i wychodzimy. Po drodze postanawiamy wpaść do Machnika, który siedzi w pracy w dzień święty. Pracuje w pokoju z maszynami, ale nie narzeka. Pożycza Bułce dyszkę, co zwraca mu się po paru rundach. Machnik odbiera nawet nawiązkę.
Odwiedzamy ostatnie miejsce - Fontannę. Jedni, mają podwórko przed blokiem, Bułka ma Fontannę, która fontanny nie przypomina. Teraz to wydrążona dziura z mnóstwem śmieci.
- Była tu kiedykolwiek fontanna? - pytam z niedowierzaniem, w końcu fontanna pod blokiem to niecodzienny widok, a już na pewno nie w Olkuszu.
- A jakieś... 6 lat temu. Wiesz, jaki był fajny klimat, jak wszystkie dzieci przychodziły, żeby posprzątać, zanim będzie fontanna?! Byłem wśród nich.
- A teraz tu pływa szczawiowa - odzywa się nasz współtowarzysz.
- Cicho! Wcześniej tu było czysto, nawet dorośli przychodzili, malowali nam tę fontannę i w ogóle, a potem, gdy już posprzątaliśmy, każde dziecko tu przychodziło i patrzyło, jak ta woda się leje i się kąpaliśmy.
- I co się stało z Fontanną? – pytam.
- A ja wiem? Jakieś dresy rozwaliły.
Pod blok podjeżdża brat Bułki, Artur z dziewczyną. Przychodzą do nas.
- Ja pamiętam, że ja zawsze biegałem po podwórku z chuliganami, a Arturek siedział i na szydełku się uczył robić z moherami! - krzyczy dumnie.
Wracam do domu z uśmiechem na twarzy. Tę parę godzin uleciało przyjemnie i bez smutków. Dziesięć godzin spaceru, grania w CS'a i rozmów o dzieciństwie.
Dzień drugi
Mamy czwartek. Kończę lekcje i wsiadam w busa na Krakowskie Przedmieście. Bułka powiadomiony już czeka z Kalisiem. Nie wie, że dziś porozmawiamy inaczej. Siadamy koło Fontanny.
- Bawiłeś się pod blokiem - przypominam - ale gdzie, skoro tu prócz fontanny i paru krzaków nie ma nic?
- No jak to? Na tamtym trawniku - pokazuje - bawiliśmy się w krowę. Na krowę nie trzeba wiele miejsca, a poza tym tu zawsze się coś działo. Siostra mi opowiadała, że jak byłem tak mały, że aż nie pamiętam, to tam, jak teraz jest Biedronka, przyjeżdżał cyrk i karuzele. A jak raz jacyś Czesi przyjechali, to tak się upili, że im zwierzęta pouciekały i ona patrzy, a tu wielbłąd pod balkonem.
Bułka odpala pierwszego dziś papieroska. Ma przymrużone oczy. Choć dochodzi czternasta, on niedawno wstał. Ma na sobie dresy i bluzę z kapturem.
- Chciałbyś chodzić jeszcze do szkoły? - pytam.
Bułka przez wagary nie zdał i powtarza klasę, ale już nie w zwykłym liceum. Teraz chodzi do liceum dla dorosłych.
- No, jakbym mógł cofnąć czas, to bym chodził do Ekonoma, w sumie chodzenie do szkoły nie było męczące, nawet fajnie było tak się powygłupiać.
- A miałeś taki moment w życiu - do rozmowy wtrąca sie Kaliś- że potrafiłeś usiąść z książką przez parę godzin i się nauczyć?
- No tak no - przeciąga - na koniec roku czy coś.
- A może na konkretny przedmiot się uczyłeś?
Bułka zastanawia się przez chwilę.
- No tak - mówi z niepewnością- ale to chyba się zmieniało co jakiś czas.
- A mówiłeś mi kiedyś, że nie chcesz iść na studia, bo chciałbyś rozkręcić swój interes, to czemu się z to nie bierzesz?
- No bo to nie tak łatwo.
- Stary, ale Ty masz CAŁE wolne tygodnie – zaznacza Kaliś.
- No ja wiem, leniwy jestem.
- Czemu chociaż do pracy nie pójdziesz? – pyta- Doświadczenie się ceni.
- No bo ja patrzę po tych ofertach, chciałbym na jakieś nocki iść, ale nie ma nic na razie...
- Czemu nie pójdziesz do Żabki?
Brat Bułki prowadzi Żabkę na osiedlu.
- Nie chciałbym tam pracować.
- Więc czemu nie będziesz pracować gdzie indziej? – pyta coraz bardziej zirytowany Kaliś.
- Nie wiem no... Ja wiem, że jestem leniwy, ale no.
- Nie ciąży Ci siedzenie w domu całymi tygodniami? Nie chciałbyś wyjść z nami wieczorem i mieć hajs?
- No chciałbym.
Siedzimy chwilę w milczeniu. Bułka dopala Marlboro Golda. Kaliś już szykuje kolejną ripostę.
- Założę się - mówi z przekonaniem - Że Artur nie raz proponował Ci pracę w Żabce.
- No proponował.
- Wstydzisz się tam pracować? – wtrącam się do rozmowy.
- No co Ty! Ja niczego się nie wstydzę.
- Uważasz, że to poniżej Twoich kwalifikacji? – pyta z ironią Kaliś.
- Ja nie mam kwalifikacji - śmieje się.
- No właśnie - kwituje.
Przed nami rozciąga się Fontanna, która od wczoraj wzbogaciła się o dwie jednorazówki i paczkę Durexów.
- Ja kiedyś prosiłem szwagra o pracę - mówi, ociągając się- ale potem zapomniałem przyjść i w sumie głupio tak było potem znowu prosić.
- Szukasz wymówek.
- No ja wiem, że jestem leniwy - mówi, drapiąc się po głowie.
Kaliś nie odpuszcza.
- Gdybyś naprawdę chciał coś zmienić w swoim życiu, zrobiłbyś cokolwiek! Nawet ulotki rozdawał.
- Wiem, ale ja jestem leniwy, naprawdę!
- Ta rozmowa jest bez sensu.
Siedzę z nimi jeszcze dobrych parę minut.
- Bo ja bym poszedł, ale nie tak, że jak teraz mi wszyscy mówią "idź do pracy", bo to od siebie muszę.
- Aha, a jak nie mówili, to pracowałeś?
- No nie, wtedy jeszcze byłem głupi.
Mija parę papierosów. W końcu wstajemy i chłopcy odprowadzają mnie na autobus, mają niedaleko.
Kaliś odjeżdża pierwszy.
- Wiesz co - zagaduje mnie Bułka- ja może przejdę się do tego szwagra.
- Do domu?
- Nie, do biura.
- Gdzie ma?
- Za moim blokiem.
- Nie masz daleko.
- No, ale wstyd trochę.
- Powiedz, że dojrzałeś.
- Może.
Nazajutrz spotykam się z dziewczyną Artura. Pijemy kawę. Dopytuje mnie o to, co powiedział Bułka. Uważnie słucha. Po skończonej rozmowie pyta:
- On naprawdę powiedział, że pójdzie do pracy?