Ewelina Wolska - Dobrze cię karmią, skarbie?

Cela 303 to dwunastoosobowe pomieszczenie na piętrze. Okno zakryte grubą pleksą, mała łazienka, która jest oddzielnym pomieszczeniem, sześć piętrowych łóżek, kilka krzeseł i telewizor przywieziony dla Młodego - to wszystko, co znajdziemy w środku. Są jeszcze Oni. Ich liczba się zmienia: przychodzą, znikają, wracają. A każdy na coś czeka.

Funkcjonariusz policji unosi dłoń, trzymając tarczę do zatrzymywania pojazdów. To pierwszy i jedyny samochód, jaki dzisiaj zdecydował się skontrolować.

- Dzień dobry, sprawdzamy trzeźwość kierowców, proszę dmuchać, o tutaj.

Zapala się czerwona dioda, a kierowca domaga się powtórzenia badania, bo przecież niczego nie pił. Czerwona dioda ponownie daje o sobie znać, a policjant zaprasza mężczyznę do radiowozu. Zaraz po tym pojawia się kobieta w mundurze, a w dłoniach dzierży nakaz zatrzymania.

***

Kilkadziesiąt metrów dalej, w jednym z domów rozlega się dźwięk dzwonka. Kobieta otwiera, spodziewając się kuriera. Dwie osoby wyciągają najpierw odznaki, a następnie pismo z pozwoleniem na przeszukanie domu i zabezpieczenia mienia. Przez kolejne 6 godzin wszystkie telefony w domu są wyłączone, a funkcjonariusze konfiskują każdy możliwy sprzęt elektroniczny, pieniądze i wartościowe rzeczy. W spisie połączeń do Bożeny figuruje 7 nieodebranych od córki, która uczy się w mieście oddalonym o kilkaset kilometrów od domu, 2 od własnej matki i jeszcze kilka innych, związanych z pracą. Kobiecie udaje się ubłagać o zostawienie smartfona jednemu dziecku, bo przecież szkoła, budziki, znajomi, kontakt ze starszą siostrą. Policjanci wynoszą z domu kilka pudeł wartościowych rzeczy, trochę banknotów, zegarek od ojca, a nawet stare zepsute karty SIM, których nikt nie używał od lat. Mundurowi sporządzają i składają na ręce Bożeny kwitek o przekazaniu samochodów na przechowanie - i tak nie mieliby co z nimi zrobić, a baba przynajmniej poodwozi sobie dzieci na zajęcia, zanim oba pojazdy zostaną sprzedane na aukcji policyjnej.

- Proszę zadzwonić za kilka dni z prośbą o zwrot komórki, może prokurator wyrazi zgodę - informuje jeden z policjantów na odchodne.

,,Kilka dni” zamieniło się jednak w miesiąc.

***

Kojot trafia do aresztu pod koniec października, tuż przed uroczystością Wszystkich Świętych. Nie zapala w tym roku znicza na grobie babci. Nie jest też obecny na 8. urodzinach własnej córki. Nie obchodzi Świąt Bożego Narodzenia i nie wita Nowego Roku. Nie składa życzeń drugiej córce, nie kupuje róży na walentynki, nie kosztuje wina na imprezie narzeczonej i nie wręcza jej kartki z okazji Dnia Kobiet. Nie ma go na pogrzebie własnego ojca. Nie ma go w jego własnym życiu.

Zamiast tego - siedzi w dwunastoosobowej celi, delektując się muzyką dzięki słuchawkom podpiętym do radyjka, które udało mu się dostać po dwóch wnioskach do dyrektora zakładu. Kilka dni temu był u niego papuga, namawiał do przyznania się do winy. Na przesłuchaniu Kojot przez kilka godzin stoi murem, że ktoś go wkręcił, że on o niczym nie wie. Jak jednak nie wiedzieć o kilkuset tysiącach złotych, które przesączyły się przez jego palce w ciągu ostatnich czterech lat? Prokurator jest w dobrych stosunkach z adwokatem, więc kiedy Kojot po zakończonej indagacji przybiega do niego, że jednak chce się przyznać, on wraca na salę. I słucha. Ale szansa na mniejszy wyrok już przepadła. Grozi mu 8 lat więzienia.

***

Pierwszy miesiąc jest najcięższy. Nie ma telefonów, a prokuratura po raz kolejny odmawia przyznania Bożenie i Kojotowi widzenia. Kobieta jest podejrzana o współudział, mimo, że o niczym nie wiedziała. Stąd zakaz wszelkich kontaktów. Wyjątkiem są listy, które i tak podlegają dokładnej cenzurze.

Zgoda na telefony zostaje wydana po dwóch miesiącach. W tym czasie do Kojota w odwiedziny przyjeżdża matka, która jako jedyna otrzymała na to zezwolenie. Syna widzi przez szybę, a rozmawiają, korzystając ze słuchawek. Bożenę omija ten stres. Ich pierwsze spotkanie na sali widzeń przebiega spokojnie, mogą się nawet przytulić i pocałować przy pożegnaniu. Najmłodsza córka jest z nimi, szczęśliwa, że widzi tatę. Szczęśliwa, że mama przestała wymyślać bajki o pracy za granicą.

***

W celi rządzi Młody. Kojot musi bezwarunkowo podporządkowywać się jego zasadom, chociaż jest od niego dużo starszy. To nie wiek decyduje o pozycji w hierarchii, a długość przebywania w areszcie. Młody siedzi już ponad rok. Pod wpływem alkoholu potrącił trzy osoby. Żadna nie przeżyła. Na nikim nie robi to wrażenia. To w końcu zatrzymani. Każdy ma coś za uszami.

Na piętrze łóżka, pod oknem siedzi Kazik. Facet, którego przywieziono z domu za atak na funkcjonariuszy. Na policję zadzwonił jego brat, bo nie podobało mu się, że Kazik puszczał głośną muzykę w czasie jednoosobowej imprezy w swoim domu. Starszy mężczyzna nie chciał z kolei jechać ,,na psiarnię” za zakłócanie spokoju, więc zaczął rzucać przez okno butelkami w policjantów. I wtedy go zgarnęli.

Mariusz okazuje się być człowiekiem, z którym Kojot ma wspólnych znajomych. Siedzi za napady. Pobił i okradł kilka osób. Po trzech miesiącach wychodzi, jednak towarzysze z celi długo nie musieli czekać na jego powrót. Znowu komuś spuścił wpierdol.

Przez celę przewija się też para łebków, którzy dopiero co skończyli 18 lat. Dzielni strażacy. Podpalacze. Przecież 100 złotych za gaszenie starej szopy piechotą nie chodzi. W dodatku – szopy opuszczonej, zostawionej na pastwę samoistnej destrukcji. Szopy, która była schronieniem bezdomnego. Ale o tym chłopcy już nie wiedzieli.

Jednak Kojot najbardziej dziwi się, gdy przyprowadzają siedemnastoletniego chłopaczka. Chodzi do szkoły z jego córką. Właściwie chodził, bo nauczyciele w drodze głosowania zdecydowali o usunięciu licealisty z listy uczniów. Nie warto było handlować zielskiem, a tym bardziej nie warto było wrzucać do neta swoich zdjęć wśród holenderskich pól.

Ktoś inny bił żonę, a jeszcze inny rozjechał żula, który spał przy drodze. Znajdzie się też alfons i włamywacz. Więzienny fryzjer był kiedyś płatnym mordercą. Kojot dobrze wspomina Jezusa – hipisa, którego wmieszano w przekręt z pożyczką. Ciągle mamrotał o swoich dziwnych wizjach świata, o rozróżnianiu tego, co dobre i złe, o moralności. Jego gadanina pozwalała oderwać się od szarej rzeczywistości celi. Zniknął jednak szybko.

***

Bożena co dwa dni wyczekuje od rana do wieczora na dzwonek, bo telefony stały się regularne. Wstaje wcześniej w niedzielę - boi się, że nie usłyszy, gdyby jej narzeczony miał dzwonić o poranku. Kiedy odkurza mieszkanie, każe córce siedzieć z komórką w dłoni i wołać, jeśli Kojot próbowałby się skontaktować. Najgorzej jest, gdy siedzi u kosmetyczki lub wybiera się na drobne zakupy w osiedlowym sklepie. Zawsze próbuje udawać, że chodzi mimo wszystko o wyjazd zarobkowy.

Wszyscy jednak wiedzą, że Kojota nie ma. I nie będzie. I na pewno nie z powodu pracy. Po okolicy krążą plotki, że policja urządziła nalot na ich dom. Urządziła, choć funkcjonariusze nie mieli mundurów. Za to w lokalnej gazecie ukazuje się artykuł o pojmaniu niebezpiecznego oszusta internetowego. Wpis przechodzi jednak bez echa, a sąsiedzi zaczynają snuć historię o hodowaniu marychy. Siostra Bożeny zrywa kontakt z “dziewczyną kryminalisty”. Nie rozumie, jak ktoś może być (z) przestępcą. Bożena jednak się nie poddaje.

- Dobrze cię karmią, skarbie? A wysypiasz się? Nie masz z nikim problemów? Przyjadę, jak dzieciaki będą mieć wolne. Przywieźć ci coś? Masz wszystkie kosmetyki? A pieniądze w kantynie? 

Bożena raz w miesiącu może wysyłać przez Internet paczkę, którą opłaca z góry. Zawsze zamawia mu trochę owoców, sporo herbaty, kawy, suchej żywności i produktów z długim terminem ważności. Dorzuca też trochę sera i wędliny, dżem, słodycze. W malutkim więziennym sklepie kupuje długopisy, zeszyt, znaczki i krzyżówki, żeby Kojot miał jakieś zajęcie.

W głębi duszy panicznie boi się, żeby żaden z obecnych w celi mężczyzn nie zgwałcił jej narzeczonego. Przecież tyle razy widziała to w serialach.

*** 
Telewizor chodzi prawie 24 godziny na dobę. Nawet jeśli grają w karty. Tak właściwie to karty mają spore znaczenie w codziennym życiu podejrzanych. Są jedną z nielicznych rozrywek, która umie przykuć uwagę na dłużej niż kilka minut. Więźniowie urozmaicają sobie rozgrywkę, dodając kary za przegraną. Za paczkę tytoniu kalifaktor szmugluje z kuchni sól. A później ten, kto zdobędzie najmniej punktów w czasie rozdania, musi pić słoną wodę. 

W areszcie plotki rozchodzą się znacznie szybciej niż na wolności. Kojot podejrzewa, że to właśnie przez brak zajęć. Ludzie po prostu lubią słuchać o innych, żeby zapomnieć o tym, gdzie się znajdują. Rosjanin, który był przez krótki czas w celi Kojota, został oskarżony przez współwięźniów o gwałt na młodej dziewczynie.  

- Nie będziesz przy mnie żarł, ruska kurwo! – warczy Mariusz, a następnie wrzuca tackę, miskę i sztućce Dymitra do łazienki.

A przecież każdy wie, że to, co dotknęło podłogi w kiblu, nie powinno już stamtąd wyjść. Dymitr nie je przez trzy dni. Z wyjątkiem suchego chleba na śniadanie. W końcu strażnicy przenoszą go do innej celi, żeby się nie zagłodził. Nie dostaje od Mariusza żadnych przeprosin, mimo że w rzeczywistości trafił do aresztu, bo pobił się z jakimś typem po wypiciu kilku głębszych. No ale kogo to obchodzi?

***

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej dla Bożeny. Pierwszy raz od kilku lat wsiada za kółko. Do domu wraca najstarsza córka, zmieniając szkołę. Martwiła się o matkę i siostry. Jednak Bożena nie przyzna się, że to powód do radości. Wzrusza się przy wyborze zdjęć do druku. Dawno nie miała w rękach wywołanych fotografii. Ona, dzieci, pies i dwa koty. Wysyła je później w liście, żeby Kojot mógł sobie oglądać w chwilach słabości.

Kiedy sama ma doła, zwraca się do dwóch przyjaciółek, matek dzieci, z którymi jej najmłodsza córka chodzi do szkoły. To sąsiadki. Jako jedyne nie odwracają się od Bożeny w tym czasie. Regularnie spotykają się, wychodzą na zakupy, plotkują. Udają, że życie toczy się tak, jak powinno.

W domu prawie się o tym nie rozmawia. Czasami, pod wieczór, matka zwierza się najstarszej córce z tęsknoty. Najbardziej przeżywa widzenia. Każdorazowo trzeba napisać wniosek o zgodę, wysłać wystarczająco wcześnie do prokuratora, czekać na odpowiedź, zaplanować wyjazd i w końcu pojechać. W sypialni stoi karton wypełniony masą pozwoleń, odmów, listów. Nic nie ginie.

*** 

W celi ciągle jest głośno. Bez przerwy ktoś mówi, krzyczy, a do tego bezustannie brzęczy telewizor. Słuchawki są dla Kojota wybawieniem. Muzyka pozwala mu na odcięcie się od młyna, jaki tu panuje. Tęskni. Za kobietą. Za dziećmi. Za świętym spokojem.

Cisza to nie cud. Cisza pojawia się w każdy smutny dzień. W uroczystość Wszystkich Świętych. W wigilię. W sylwestra. W takich chwilach nikt nie chce rozmawiać. A telewizor milczy. W więźniach objawia się wtedy talent plastyczny. Kojot pożycza od Młodego kredki i robi kartki świąteczne, które wysyła później do Bożeny razem z listami.

W marcu Kojota zabierają pod eskortą do suki. Jedzie nią do swojej miejscowości. Z bransoletami na nogach i rękach przemierza szpitalny korytarz. Siada przy łóżku i wita się z ojcem, którego stan jest krytyczny. Nie mówią do siebie za dużo. Żaden z nich nie ma siły i odwagi stawić czoła temu, co dzieje się z drugim.

- Leć, orle - słyszy Kojot na pożegnanie.

W drodze powrotnej płacze. Po raz drugi od początku swojej odsiadki. Pierwszej nocy nie mógł spać na poduszce mokrej od łez. Kilka dni po powrocie do aresztu Kojot płacze po raz trzeci. W celi jest cicho, mimo że nie ma żadnego święta. Tata Kojota zmierza właśnie na cmentarz.

*** 

Bożena jest ciągle w kontakcie z prawnikiem. Po trzech miesiącach od zatrzymania przeżywa kryzys, gdy adwokat po obradach prokuratury dzwoni i informuje, że areszt zostanie przedłużony. Ona jednak się nie poddaje. Pisze do prokuratury wniosek i jedzie do matki, żeby pożyczyć pieniądze. Po kilku tygodniach szykuje się na wyjazd do aresztu. Nie jedzie w odwiedziny. Jedzie po swojego mężczyznę, którego wyciąga dzięki wpłaceniu kaucji. Przed zakładem karnym zaczepia ją jakiś facet. Pokazuje wymiętolony świstek. Właśnie wyszedł i z żelaznej kasy wypłacili mu 6 złotych. Nie dojedzie za to do domu. Bożena wyciąga z portfela dychę i wręcza obcemu. Cieszy się, że mogła pomóc.

Czeka w areszcie. Więzienny zegar tyka. Miała zobaczyć narzeczonego już przed południem, a mija właśnie pora obiadowa. W końcu widzi otwierające się drzwi, a chwilę później przytula Kojota, powstrzymując łzy. Nie może się nacieszyć tym spotkaniem. Nie jest w stanie uwierzyć w to, że tym razem nie usłyszy: ,,Koniec widzenia!”. Znowu są razem. Idą do samochodu, Bożena otwiera bagażnik i oboje wrzucają rzeczy Kojota do środka. Kobieta prowadzi. Przez ponad dwie godziny nie może przestać mówić. Ze wzruszenia kilka razy musi przecierać oczy. Nie przeszkadza jej nawet to, że Kojot wplata grypserę w swoje wypowiedzi.

***

Przekraczając próg domu, Kojot czuje dziwną pustkę w sercu. Ta sytuacja wydaje się mu na tyle nierealna, że nagle wszystkie snute w czasie drogi plany znikają. Staje w progu i rozpościera ręce, gdy widzi biegnącą w jego stronę najmłodszą córkę. Oczy zalewają mu się łzami. Siada w salonie i napawa się ciszą, za którą przecież tak tęsknił.

Hałas domu okazuje się jednak dużo lepszy od spokoju. Pies szczeka na podwórku, przez otwarte okno wpadają dźwięki ulicy, z kuchni dobiega tłuczenie się garnków i bulgotanie zupy.

- Mogę zrobić sobie herbaty?

Przyzwyczajenie się do wolności jest dla Kojota wyzwaniem. Bo przecież jak to: sam, z własnej woli miałby wziąć sobie jogurt z lodówki lub wyjść na spacer? Przez kilka pierwszych tygodni pyta narzeczoną o każdą pierdołę, łącznie z tym, czy mógłby kupić sobie nowe skarpetki, bo te stare się podziurawiły. Nie robi niczego bez pozwolenia. Chce żyć zgodnie z zasadami. Nie radzi sobie z tym, że ich nie ma.

Codziennie wstaje o 6 i przygotowuje córkę do szkoły, zawozi ją na zajęcia i odbiera popołudniem, nie boi się też pojawiać w lokalnym sklepiku, mimo ciekawskich, a czasami wręcz groźnych spojrzeń sąsiadów. Pierwsze wyjście na zakupy przeżywa z Bożeną, której nie odstępuje na krok. Jest jego tarczą. Chroni przed całym złem osiedla. Zresztą sam nie ma żadnych pieniędzy, a za produkty trzeba zapłacić. Dorabia, świadcząc drobne usługi, takie jak projekty graficzne czy zdjęcia, sprzedaje wszystkie pozostawione przez policjantów fanty. Wyręcza rodzinę w wielu obowiązkach. Często odwiedza matkę. Stara się być dobrym człowiekiem. Zaczyna rozumieć, że to, co zrobił, było po prostu złe.

W kwietniu świętuje 18. urodziny córki, a od początku maja szuka razem z Bożeną sukienki, pierścionków i garnituru. Biorą ślub pod koniec miesiąca. Wesele nie jest duże, na małej restauracyjnej salce goście zajmują tylko jeden stół - rodzice, dzieci, przyjaciółka Bożeny i młoda para. Brat Kojota o niczym nie wie. Skoro nie chciało mu się mimo próśb napisać nawet jednego listu, gdy braciak był w areszcie, to dlaczego Kojot miałby mieć ochotę na napisanie zaproszenia?

Kilka tygodni później przychodzi do niego kolorowa koperta z informacją o przyjęciu urodzinowym dwuletniego bratanka. Z pomocą Bożeny wybiera prezent i wysyła go pocztą. 

***

Bożena dwa razy w tygodniu przypomina mężowi o tym, że musi jechać na komendę. Zawsze martwi się, że on zapomni i będzie miał nieprzyjemności. Wakacyjny wyjazd planuje tak, żeby zmieścić się między dozorami. Jest w ciągłym kontakcie z adwokatem. Denerwuje się, gdy nie zdąży odebrać telefonu, a potem nie może się dodzwonić. Ciągły stres zakłóca wypoczynek. A do tego Bożena wciąż zadaje sobie pytanie: ,,Co będzie dalej?”. W listopadzie dostaje list z prokuratury. Wyznaczyli datę przesłuchania. Mimo nerwów w domu panuje pozornie luźna atmosfera. Kojot uśmiecha się do Bożeny i swoich dzieci znad komputera. Nowy partner najstarszej córki jest studentem prawa. Kojot korzysta z sytuacji, żeby rzucić kilka żartów związanych z tym, jak chłopak powinien go bronić, bo pewnie byłby lepszy od obecnego adwokata.

Kojot siedzi w kuchni, przegląda oferty prac dorywczych. 3 grudnia coraz bliżej.

Czeka. 

 

Licznik odsłon: 1040
2024  Ogólnopolski Turniej Reportażu im. Wandy Dybalskiej   globbersthemes joomla templates