Agnieszka Winiarska - Humanitarny odruch w sercu każdy przecież ma

Bóg dał nam kawał sznura. Jedni pną się na nim ku górze, a drudzy się na nim wieszają. Wolność. Bóg dał nam wolność.

Przedstawię wam Radka. Radek ma 19 lat.  Jest jedynakiem. Radek trenował boks.  Już nie trenuje.

                                                                        Trening I

-Kurwa! Na tej klatce schodowej zawsze jest tak zimno.

-Racja.

-  A ta wycieraczka znowu ujebana błotem. Radek nie przebiera w słowach. Nauczył się tego od ojca. Weszliśmy do środka. Ciepło. W domach zawsze czuć ciepło. Usiedliśmy. Jego mama zapytała, czy zrobić nam herbatę. To taka miła kobieta.

-Wtedy ta wycieraczka była tak samo ujebana. Wtedy...

- Aga ile słodzisz? - Jedną proszę Panią.

 - Wróciłem ze szkoły. Dom do sprzątania, z kranu znowu ciekło. Tata był przecież w domu. Naprawił, na pewno. Taty nie było. Kran jaki był, taki został. Poszedłem po żmijkę - musiałem przecież odetkać ten kran. Tata prowadził dość dużą korporację. Zawsze miał wszystko uporządkowane. Zawsze. Zabrałem się za robotę. Poza odpadkami po śniadaniu z rury, wypadło kilka zmiętych i przemokniętych papierów. Z obrzydzeniem odwinąłem kartki.

-Kurwa! Rozlałam herbatę.

                                                                           Trening II

 

Nie zdążyłam nawet wypić.

- Nie przejmuj się kochanie zrobię Ci nową. Naprawdę kochana kobieta. Radek masz cudowną mamę. - Wiem-  Co to były za faktury? Radek?

Radek patrzył w jeden punkt na suficie.

- To tam. Na tym haku, na moim pasku. Sam mi go kupił.

-Były to nie zapłacone faktury. Nie znam tego bełkotu dla mózgowców, ale wypatrzyłem coś. Coś, przez co te faktury znalazły się właśnie tam. W zlewie. Mój tata się zadłużył. Zadłużył na ponad 900 tys. Coś mi wtedy jebło w uszach. Zignorowałem. Zacząłem szukać planu B. Chciałem pomóc, musiałem. Kredyt. Tata mógł spłacać cyklicznie. Komornik też człowiek, musi się zgodzić. Humanitarny odruch w sercu każdy przecież ma…

- Potaknęłam. Wzięłam łyk herbaty.

- Coś liczyłem, rachunkowałem. Potrzebny mi był kalkulator. Był w pokoju. Ale w pokoju było coś jeszcze. "Było", bo to nie był już mój ojciec. Brudny menel, z rozpiętą koszulą. Jebało od niego wódą na kilometr. A i coś jeszcze…  Wisiał na haku z moim paskiem na szyi. Tym samym, na którym wisiał mój worek treningowy. Burdel w mojej głowie.

                                                                            Nokaut

Tak, moja mama to cudowna kobieta. Poradziła sobie ze wszystkim. Poradziła sobie z długami, poradziła sobie po stracie męża. Poradziła sobie ze mną. Nie miała lekko. Zachowywałem się, jak rozwydrzony bachor. Zarzygane żółcią szmaty, tępe próby żyletki.

- Powietrze, jakby jakieś takie cięższe. - Życie zrobiło jej jakieś jebane moralne salto. Powoli przyzwyczajam się do tej nieobecności. Odpoczywam.

Przestałem trenować. Na haku, gdzie wisiał, wisiał mój worek. Z każdym pierdolonym uderzeniem, go widziałem. Widziałem, jak się kołyszę. Widziałem, jak wisi, jak knot z świecy, która się już wypaliła. Która się wypaliła i spaliła pół domu. Mama wzięła kredyt. Ciągnie dwa etaty. Sam sobie przyłożyłem w twarz. Zrozumiałem. Zrozumiałem, że powinienem być dla niej opoką, a nie stwarzać więcej problemów. Konwekcje horrorów i kryminałów - nawet takich gdzie były tylko zwłoki i ani kropli krwi, tak lubianych przez nią - okazały się tak cholernie realistyczne.

Za tydzień mija druga rocznica. Już nie brakuje mi powietrza. Mama kupiła piękny wieniec. Piękny. Czasem myślę, że dla takich ludzi nie ma zbawienia. Tata nas zostawił. Nie wiem, jak Bóg... zresztą. Nie ma Boga. Są tylko krzyże przy drogach, krzyże na ścianach i krzyż, który musi dźwigać moja mama. Gdzie jest mój Bóg…

No tak, mama. Mama miała przejebane, co tu kryć. Jej dzień zaczynał się od kawy i na niej kończył. O ile można mówić o jakimś 'zakończeniu" dnia, co było jedynie umownym pojęciem. Bo tak. Połamane paznokcie, połamane włosy, złamane życie i załamana ona.

Tęsknie, chociaż to takie nie męskie. Nie za nim- tęsknie za nią. Za moją uśmiechniętą, pełną życia mamą. Często się uśmiechała, była naszą różyczką, którą on zerwał wraz ze swym odejściem. Ona więdnie.

Przez tyle lat żyła z szaleńcem, ale skąd ona mogła to wiedzieć? Jego obłęd nie pojawił się od tak. Był niczym podziemne morze.  Nad nim zlegała warstwa skał, na niej warstwa ziemi, rosły kwiaty. Można było iść między nimi nigdy nawet nie pomyśleć, że pod spodem jest kipiel szaleństwa... a była. Zawsze była. 

Dobieg.

 Dokończyłam herbatę. Pożegnałam się z Radkiem, podziękowałam. Wyszłam.

- Kurwa, zimno na tej klatce schodowej.

Marzyła mi się podróż, potem włączyłam GPS. W końcu tak naprawdę nie wybierałam się w żadną podróż, wracałam po prostu do domu. A tę drogę sama potrafiłam odnaleźć. 

Licznik odsłon: 2117
2024  Ogólnopolski Turniej Reportażu im. Wandy Dybalskiej   globbersthemes joomla templates